piątek, 28 czerwca 2013

Rozdzial XIII


 Hej, hej wszystkim. O ile nas ktoś tu jeszcze pamięta. W końcu 'znowu' wróciłyśmy. Naprawdę nie wiemy co w nas wstąpiło. Z początkiem wiosny miałyśmy wreszcie zacząć coś działać, a skończyło się, jak się skończyło. Rozpoczęło się lato. Same nie jesteśmy dumne z naszego zachowania. Nie mamy co też prosić o litość, bo tego po prostu nie możecie tak łatwo nam wybaczyć. Jesteśmy gotowe na szczerą krytykę i negatywną ocenę od Was.
 Taryfy ulgowej też za bardzo nie mamy. Na nasze usprawiedliwienie możemy tylko zaliczyć fakt, że jesteśmy w trzeciej gimnazjum. I oczywiście bez egzaminu w kwietniu by się nie obeszło. Końcówka roku też nas wykończyła. Psychicznie i fizycznie. Sami pewnie dobrze to znacie. Latanie za nauczycielami, poprawianie sprawdzianów, próby na zakończenie. Teraz na szczęście czeka nas 2 miesiące wolnego.
 No cóż, Ivy w końcu doczekała się swoich upragnionych wakacji. Ale czy zdziała coś zmienić w swoim życiu? Czy będzie mogła ponownie zmienić status na facebooku? Czy będzie to jeszcze możliwe? Czy szarmancki Ed zdoła dotrzeć do jej serca, które bije tylko dla Jacka? O tym się oczywiście dowiecie po przeczytaniu tego rozdziału.
 Na samym końcu znajduję się jeszcze krótka wiadomość od nas. Dla niektórych z Was będzie to miła, bądź też smutna wiadomość. Nie przedłużając już dłużej, zapraszamy wszystkich do czytania, jak i komentowania.









Music♥ <---- klik






 Obudziłam się rankiem w dzień wyjazdu z dziwnym nastrojem. Wycieczka niby zapowiadała się świetnie. Ale w sumie nie wiedziałam czy mam się z tego powodu nie wiadomo jak cieszyć, bo w końcu Jack.
 Jack... Ten Jack jak zwykle musiał wszystko pokomplikować. Nie mógł po prostu darować sobie tego pocałunku? Gdyby tego nie zrobił było by tak jak dawniej. Jak kiedyś moglibyśmy razem spędzać czas, aby żadne z nas nie czuło by się nieswojo i niekomfortowo w swoim towarzystwie. Nadal nie mogę uwierzyć, że coś jednak do niego czuję. Może ciągle mam nadzieję, że ten radosny czas spędzony z nim kiedyś wróci? Może nadal jestem zaślepiona tą całą wielką miłością? Nie wiem czy ta miłość jest jednak w jakimś stopniu odwzajemniona. Po ostatniej rozmowie z Jackiem już w ogóle nie mam pojęcia co on może czuć do mnie, o czym myśli kiedy jestem koło niego.
 Wkurzało mnie to. Ale najbardziej to, że nie mogłam wyrzucić tego z głowy. Powinnam w końcu wziąć się w garść i zapomnieć o wszystkim. Nie dość, że w ostatnich dniach byłam jakaś nierozgarnięta, to krytykowałam sama siebie. Mimo to gdy zobaczyłam radosną twarz Charlie, która właśnie szykowała nam śniadanie, uśmiechnęłam się. Już po raz setny pomyślałam jak to dobrze mieć przy sobie takiego przyjaciela. Opowiedziałam jej o wieczorze u Kate. Poradziła bym się tym nie zadręczała.
- Przestań marnować czas na tego chłopaka. Jak nie ten będzie inny. Żyj życiem Ivy, a nie problemami. Zwłaszcza, że rozpoczęły się wakacje. Będziemy się świetnie bawić, a Jack pożałuje, że tak cię potraktował. Poza tym jedzie z nami Ed, a brzydki to on nie jest. A jestem pewna, że byłby szczęśliwy gdybyś zwróciła na niego uwagę.
 Gotowe do wyjścia, czekałyśmy na Dana. Z racji tego, że miałyśmy bardzo dużo pakunków, zaproponował, że po nas przyjedzie i pomoże nam załadować to wszystko do samochodu. W końcu pojawił się, prawie pół godziny przed czasem. Tak jak obiecał pomógł nam z bagażami. Przejeżdżając przez nasze małe miasteczko, starałam się zapamiętać ten widok. Nie mogłam powiedzieć, że nie  kocham tego miejsca, bo było by to kłamstwo. Nawet teraz, z myślą, że za kilkanaście godzin będę się smażyć na plaży w słonecznej Barcelonie, trudno mi było pożegnać się z Jackson.


~*~


- Proszę zapiąć pasy, zaraz startujemy. - usłyszałam przesłodzony głos stewardessy. Na szczęście nie miałam problemu z lataniem. Co innego Dan, który siedząc jeden rząd przede mną, ściskał rękę swojej dziewczyny. Obok niego siedział jakiś dzieciak. W zasadzie nie wiem czy można było go tak nazwać. Stawiałam, że ma może szesnaście góra siedemnaście lat. Pomyślałam, że pewnie leci do Barcelony do rodziny lub znajomych, by zaznać trochę swobody.
  Ja, skulona, między dwoma facetami, starałam się patrzeć w przód i nie zwracać na nich uwagi. Mimo to nie udawało się. Jack, który siedział po mojej prawej stronie, ciągle szturchał mnie łokciem. Było to celowe zagranie. Ed natomiast przechylił się w moją stronę, pod dziwnym kątem i próbował mnie raczyć jedną z jego barwnych opowieści o filmie który ostatnio miał szansę oglądnąć w kinie. Była to jakaś dziwna komedia. Mówił coś o jakiejś pustej blondynce i biznesmenie. 
- No wiesz, w końcu to dżentelmen. Potrafi się zachować, a nie tak jak niektórzy dają nadzieję dziewczynom, a potem je ranią. - Położył na to zdanie nacisk i skierował wzrok na Jacka, który słysząc to nerwowo poruszył się w swoim fotelu. Miałam ochotę przybić z Edem piątkę. W tamtej chwili poczułam wielką sympatię do tego chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie i od tego momentu słuchałam go uważnie.
 Lot minął mi zadziwiająco szybko, pomijając fakt, że większość czasu przespałam. Byłam strasznie ciekawa Barcelony. Gdy wysiadłam z samolotu i przywitało mnie gorące słońce poczułam się, jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Tego mi było trzeba. Odstawiłam na bok wszystkie zmartwienia i postanowiłam, że nic nie zepsuje mi tych wakacji.
 Odebraliśmy nasze bagaże, zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu. Gdy go zobaczyłam prawie skakałam z radości. Wielki budynek z mnóstwem balkonów, z widokiem na morze, które było zaledwie parę kroków od naszego zakwaterowania. To było jak marzenie. Nie czekając dłużej weszliśmy do budynku i zamówiliśmy pokoje. Jeden dwuosobowy dla mnie i dla Charlie i jeden trzyosobowy dla chłopaków.

~*~


- Charlie, wiesz gdzie jest moja sukienka? - zapytałam przyjaciółkę, od razu po skończeniu porannej toalety.
 W dzień przyjazdu zdołaliśmy zaledwie dojść do hotelu. Resztę czasu niestety spędziliśmy tylko na leżakowaniu. Każdy z nas był wyczerpany podróżą, że nawet nie miał sił wyjść na chwilę na miasto.
- Mówisz o tej sukience w kwiatki? Powiesiłam ją, jest już w szafie. - odpowiedziała.
- Hmm, jesteśmy tu dopiero jeden dzień, a Ty zdążyłaś wszystko wypakować? Chyba naprawdę nie mogłaś się doczekać tego wyjazdu.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy jeszcze jak za kilka dni nie będziesz w stanie znaleźć swoich ubrań. Rozmyślałaś już może nad planem, jak ponownie zdobyć Jacka?
- Ciekawska jesteś jak widzę. Zobaczysz w odpowiednim czasie. - Nie chciałam jak na ten moment opowiadać wszystkiego Charlie, wiem, że zapewne chciała ona by mi pomóc w jakiś sposób. Ale tą sprawę muszę sama załatwić, no powiedzmy, że sama. - Ooo jest. - zawołałam, bo znalazłam sukienkę. Ubrałam ją szybko i związałam włosy gumką w kitkę.
- Jesteś gotowa? - zapytała. - Możemy iść?
- Tak, chodźmy.
Wyszłyśmy z pokoju, a ja przekręciłam klucz w drzwiach. Zeszłyśmy schodami do stołówki. Na dole natknęliśmy się na chłopaków.
- Hej. I jak się spało? - zapytał Ed. Od rana był uśmiechnięty od ucha do ucha. - Trzeba przyznać, że te hotelowe łóżka są całkiem wygodne.
- Nie tak wygodne jak w domu, ale jakoś to zniosę. - odparła Charlie i cmoknęła Dana w policzek.  Poszłam w jej ślady i również pocałowałam w policzek Eda. Poczułam na sobie wzrok Jacka, ale zignorowałam go i uśmiechnęłam się do Eda, który był chyba zaskoczony, ale objął mnie w pasie i skierował do stolika przy którym siedzieli już moi przyjaciele. Jack minął nas jakby obojętnie, ale poczułam, że go to zabolało, ponieważ do końca dnia nie odezwał się do nas ani słowem, tylko zniknął gdzieś do wieczora.
 

~*~


  Kolejny dzień. Kolejna radość. Z biegiem czasu widziałam tylko same zalety tego wyjazdu. Pomimo 'spiętych' relacji z Jackiem i tak potrafiłam jeszcze żyć chwilą i czerpać z niej samą radość. Trochę żałuję, że już wcześniej nie zdecydowaliśmy się na tą podróż. Zawsze chciałam pojechać do Europy. Zwiedzić odrobinę ciekawych miejsc. Spotkań nowych ludzi. Stworzyć niezapomniane wspomnienia na stare lata.
 Mój plan wzbudzenia w Jacku zazdrość maił się na razie nijak, bo udawał on obojętnego, jakby wcale go to nie obchodziło, ale czułam że jest inaczej.
  Pewnego dnia, który będę pamiętać do końca życia, wybraliśmy się  na plaże by zagrać w piłkę. Mieliśmy szczęście, bo grupka turystów zaprosiła nas do wspólnej gry. Bawiłam się świetnie. Sport to mój żywioł. Słońce strasznie grzało, ale nikt się tym nie przejmował.
- Ivy, podaj piłkę - usłyszałam, ale jakby zza ściany. Lekko zaskoczona, podbiegłam w stronę piłki.
- Dobrze się czujesz? -  zapytał Ed w momencie w którym podawałam mu piłkę. Spojrzałam na chłopaka. - Wyglądasz jakoś dziwnie.
Wyglądałam i czułam się dziwnie. Całe moje ciało przeszedł jeden wielki dreszcz. Na karku poczułam krople potu, a w uszach mi szumiało. Głosy kolegów dochodziły do mnie jakbym stała dobre sto metrów od nich.
- Nie, kręci mi się w głowie. Możesz mnie zaprowadzić do hotelu? - odpowiedziałam chłopakowi w ostatniej chwili. Potem widziałam już tylko ciemność.


~*~


   Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zmartwioną twarz Eda. Nie widziałam gdzie się znajduję. Zbyt jasne lampy umieszczone w suficie nie wydawały mi się znajome.
- Gdzie jestem? - zapytałam.
- Spokojnie. - odparł chłopak i lekko popchnął mnie na łóżko, widząc, ze się podnoszę. - Leż. Jesteś w szpitalu. Zemdlałaś na plaży, pamiętasz?
- Nie bardzo. - odpowiedziałam. - Pamiętam tylko, że graliśmy w piłkę i... nic więcej.
 Ed spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem po czym powiedział:
- No tak. Graliśmy i powiedziałaś mi, że źle się czujesz i spytałaś, czy mógłbym odprowadzić cię do hotelu. A potem nagle upadłaś na ziemię i miałaś jakieś dziwne drgawki. Nie czekałem więc, do razu zabrałem cię do szpitala. - przerwał na chwilę. - Lekarz mówi, że to typowe objawy jakiegoś zatrucia. Ponoć bardzo dużo turystów cierpi na takie dolegliwości.
 Zatrucie? - pomyślałam. - Akurat teraz gdy jestem w słonecznej Barcelonie? Takie szczęście mogło się przytrafić tylko mnie.
 Ed widząc moją reakcję, złapał mnie za rękę i próbował pocieszać.
- Nie martw się. Doktor przepisał ci leki. Jeżeli będziesz je brać, drugi raz cię takie coś nie spotka. Musisz zostać tylko na noc na obserwacji, a jutro możesz już wracać na plażę. - uśmiechnął się.
- To dobrze, bo... - Nie zdążyłam dokończyć, bo w drzwiach pojawił się Jack. Włosy miał w nieładzie, zresztą jak zawsze, a w jego oczach widziałam niepokój.
- Ivy!- krzyknął zadyszany. Wpadł do sali, podbiegł do mojego łóżka i odepchnął na bok Eda. Chłopak puścił moją rękę, lecz sekundę później, trzymał ją już Jack. - Przepraszam. Za wszystko. - zaskoczyła mnie jego reakcja. Mówił to jakbym, miała za chwilę umierać. - Chciałem przyjechać szybciej, ale ten palant wsadził cię do jakiejś taksówki i nie powiedział nawet do którego szpitala cię zabiera. - posłał Edowi spojrzenie pełne zarzutu. - Zjeżdżaj stąd. - warknął.
Ed spojrzał najpierw na mnie, potem na Jacka i znowu na mnie.
- Możesz zostawić nas samych na chwilę? Proszę. - powiedziałam. Nie chciałam ranić chłopaka. Nie wiem, czy był świadomy tego, że całowałam się z nim tylko po to by wzbudzić w Jacku zazdrość. Najwyraźniej podziałało. - pomyślałam i skierowałam wzrok na niego, nie przejmując się już nawet Edem, który mruknął tylko: " Zajebiście. Jak zwykle to samo " i wyszedł z sali.
- Ivy, przepraszam. Wiem, że nawaliłem, i że pewnie nie chcesz mnie znać. I mimo tego, że wiem co sobie teraz myślisz, to chcę, żebyś widziała, że cię kocham. Kocham cię, i nigdy nie przestałem. I jeżeli mi wybaczysz to wszystko to obiecuję, że cię nigdy nie zawiodę.
  Serce biło mi tak szybko, że nie widziałam co myśleć. Mówił to tak, że wiedziałam, że nie może kłamać.
- Ja ciebie też. - zdołałam powiedzieć tylko tyle.
- ... stan jest ustabilizowany, ale nie można lekceważyć żadnych objawów. - usłyszałam i obraz Jacka zniknął mi sprzed oczu. Nic nie rozumiałam.  - O, chyba się budzi.
 Otworzyłam oczy i przede mną stał doktor z siwą brodą, jak u mikołaja. Na nosie miał okulary a w rękach trzymał jakieś papiery i tabletki.
- Kochanie, wiem że możesz nie pamiętać co się stało i być trochę rozkojarzona, ale załapałaś paskudnego wirusa. Na szczęście szybko trafiłaś do szpitala i wystarczy że będziesz przyjmować leki i w mgnieniu oka ci się poprawi. - Głos miał łagodny. Jak typowy święty mikołaj. - Twój przyjaciel dopowie ci resztę. - powiedział i pogłaskał mnie po głowie, po czym zagwizdał i wyszedł z sali.
 Spojrzałam wokół siebie mając wielką nadzieję, żeby tym przyjacielem okazał się Jack. Pudło. To był Ed. Uśmiechnął się do mnie smutno, a ja odwróciłam wzrok. To wszystko to był tylko głupi sen. Jak mogłaś myśleć, że Jack cię kocha? - usłyszałam paskudny głos w mojej głowie. - To był tylko sen głuptasie.


                                                                          ~*~


  Następnego ranka, doktor zbadał mnie i wypisał ze szpitala. Nakazał tylko brać leki regularnie i pić dużo wody. Podziękowałam i powiedziałam , że zastosuję się do jego poleceń. Ed ścisnął moją rękę. Praktycznie od wczoraj jej nie puścił. Chyba myślał, że naprawdę chcę z nim być. A mnie było już wszystko jedno. Nic się nie liczyło. Sądziłam, że mój plan wypali, ale wpakowałam się w jeszcze większe kłopoty i zmartwienia. Jack nawet nie przejął się tym, że jestem w szpitalu.
Wczoraj, gdy moi przyjaciele odwiedzili mnie, Charlie powiedziała mi, że był zajęty i nie mógł przyjechać. Dobre sobie. Pewnie powiedziała to, żebym nie popadła w jeszcze większy dołek.
 Zbliżaliśmy się do hotelu. Marzyłam, żeby wziąć kąpiel i zapomnieć o wszystkim. Niestety. Przy głównym wejściu, na schodach, jakby właśnie czekając na mnie, siedział Jack. Obejmował on piękną dziewczynę i właśnie szeptał jej coś do ucha. Wybuchła śmiechem, a wtedy on pocałował ją w usta. Tego już nie mogłam znieść. Oczy zaszły mi łzami, ale trzymałam nerwy na wodzy, ponieważ był ze mną Ed. Gdyby zobaczył, że płaczę od razu by się dopytywał co się stało. Z racji tego, że niemożliwe było, abym przeszła obok tej pary obojętnie, pociągnęłam Eda za rękę w innym kierunku.
- Strasznie chce mi się pić. Może wpadniemy do jakiegoś baru. - To nie było nawet pytanie tylko zdanie oznajmujące.  
- Ivy. Może innym razem. Jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć. - spojrzał na mnie.
- Proszę. - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę plaży, gdzie leżała jedna z knajp. Charlie wspominała mi, że serwują tam strasznie dobre drinki i że muszę tam pójść. Może to chociaż złagodzi mój ból. - pomyślałam.
- Ivy! Wracajmy do hotelu. Lekarz mówił, że nie powinnaś spędzać czasu na słońcu przez kilka kolejnych dni. - zaprotestował chłopak i zatrzymał mnie. 
- No i co z tego. - powiedziałam - Jak nie chcesz, to nie musisz ze mną iść.
 Puściłam jego rękę. Marzyłam, żeby znaleźć się w tej chwili sama, ale nie miałam co na to liczyć. Chłopak z powrotem wsunął swoją dłoń w moją. Mogłam się tego spodziewać. Przeszliśmy spory kawałek, aż w końcu usłyszałam piękny głos. Ktoś śpiewał i grał na gitarze. Normalnie w takiej sytuacji nic nie sprawiło by, żebym oderwała się od własnych myśli. Ale ta muzyka była piękna. Postanowiłam, że muszę zobaczyć tego człowieka.
  Mężczyznę, który tak cudownie śpiewał, otaczała gromadka ludzi. Szłam w ich kierunku nie mogąc się doczekać by go zobaczyć. Miał tak niesamowity głos, że odpływałam. Do tego ta piosenka. - pomyślałam. Nigdy wcześniej jej nie słyszałam. "In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly" Słysząc te słowa, nie wiem czemu, ale poczułam się jak dawniej. Jak przy mojej mamie. Jakby ta piosenka opisywała moją mamę.
  Puściłam rękę Eda i podbiegłam w stronę mężczyzny. Odsunęłam na bok, jednego pana, który zasłaniał mi mój cel i dopiero wtedy go zobaczyłam. Siedział na pisku z gitarą w ręku. W momencie gdy go zobaczyłam i spojrzałam w jego oczy, on spojrzał w moje.
- Tato?
 










  Wakacje w Barcelonie. Piątka przyjaciół - Ivy, Charlie, Daniel, Jack i Ed przyjechali na wypoczynek do stolicy Hiszpanii. Już w czasie podróży samolotem, można było zauważyć, że Jack i Ed nie darzą się dużą sympatią. Bowiem obaj młodzieńcy są zauroczenie Ivy. Pierwszego dnia ekipa wybiera się na plażę. Nie obeszło się jednak bez małego dramatu. Jedna z dziewczyn zemdlała. Ed, okazał się w tamtym momencie rycerzem w srebrnej zbroi. Zabrał dziewczynę do szpitala. Dziewiętnastolatce przyśnił się jednak Jack. Urzeczona jego wyznaniem, budzi się rozczarowana i uświadamia, że to był tylko sen. Sytuację jeszcze bardziej pogarsza to, że zastaje go w towarzystwie pięknej nieznajomej.
Prowadzi Eda na plażę, bu uniknąć konfrontacji z byłym. Wiedziona urzekającym głosem, podąża w jego kierunku. Dziewczyna nie może uwierzyć własnym oczom, na scenie z gitarą w ręku znajduje się prawdopodobnie jej biologiczny ojciec. Ale czy to na pewno on? Czy to nie czasami pomyłka, albo przewidzenie?






 Ogłaszamy teraz oficjalnie, że z tym rozdziałem kończy się 1 tom naszego opowiadania. Same się dziwimy po części tej decyzji, same tego nie potrafimy pojąć, a co dopiero Wy. Chciałyśmy w kwietniu zawiesić tego bloga, ale nie były byśmy wtedy do końca z tego zadowolone . To po prostu nie w naszym stylu zacząć coś, a potem tego odpowiednio nie zakończyć. Więc zdecydowałyśmy się, że powstanie 2 tom Forgiveness or Revenge?. Nie wiemy jeszcze dokładnie kiedy rozpoczniemy nad tym prace, może się tak zdarzyć, że zaczniemy w tym momencie całkiem nowe opowiadanie, i wtedy opowieść o Ivy niestety przeszła by na drugi plan. Nie możemy Wam jak na tą chwilę powiedzieć co będzie dalej. Nie jest to także nasze pożegnanie z Wami, bo w końcu kiedyś wrócimy tutaj, bo z tęsknoty nie wytrzymamy. 






czwartek, 21 marca 2013

Rozdział XII


 Hej, hej wszystkim. No cóż, można już powiedzieć, że oficjalnie zawitała Nas wiosna, choć pogoda nie za bardzo dopisuje. Zamiast słońca, za oknem widzimy 10 centymetrów śniegu. Mamy oczywiście nadzieję, że ten wyjątkowy Dzień Wagarowicza świętowaliście odpowiednio. Jak wiadomo wiosna przynosi wiele zmian. Więc także nasz blog postanowił się nieco 'odświeżyć'. Jak możecie zauważyć, pojawił się nowy szablon. Mamy oczywiście nadzieję, że przypadł on Wam do gustu. Pojawiła się też nowa zakładka - 'Bohaterowie'. 
 Cóż, no i mamy kolejny rozdział. W życiu Ivy w końcu można by było powiedzieć, że te najgorsze chwile ma już za sobą. Ale czy na pewno? Czy może jeszcze inna osoba będzie w stanie sprawić ból? Odpowiedzi na te pytania będziecie mogli się dowiedzieć poprzez przeczytanie tego rozdziału.
 Jak zwykle chciałybyśmy Wam bardzo podziękować za te wszystkie przemiłe komentarze, no i za 8 tysięcy wyświetleń. Po prostu nie wiemy już naprawdę jak mamy Wam za to wszystko podziękować.
 Na samym dole mamy jeszcze do Was małe pytanie. I byłybyśmy naprawdę wdzięczne gdybyście na nie odpowiedziały. Ok, nie przedłużając już tego dłużej, zapraszamy wszystkich do czytania tych naszych 'wypocin' XD





Music♥ <---- klik





Kilka miesięcy później.


 Wakacje. Jedno słowo a potrafi wywołać uśmiech na twarzy każdego człowieka. Rozkoszować się gorącymi promieniami słońca, upalną pogodą za oknem - kto tego nie lubi? Dla wszystkich uczniów ten okres czasu należy do najszczęśliwszego w całym roku. Każdy posiada jakieś wspomnienia z nimi związane. Dla jednych może to być pierwsza miłość, pierwszy pocałunek dla innych impreza roku, niezapomniane spotkania z kolegami. Każdy z nas uwielbia ten stan, gdy wstając o dwunastej w południe nie masz nic ważnego do roboty. Jest tylko dobra zabawa.  
 Siedząc na jednej ze szkolnych ławek myślami byłam daleko od rozmowy na temat dzisiejszego filmu, który oglądaliśmy na biologii. W głowie miałam tylko jedną myśl - " Za jeden dzień rozpoczną się wakacje." Praktycznie cały rok odliczałam dni do końca roku szkolnego. A teraz dzieliło mnie od niego tylko kilka godzin.
- No to jak uczcimy nasz sukces? - zapytał Daniel. Razem z Charlie siedzieli objęci na parapecie. Pani z biologii wyszła gdzieś na początku lekcji więc wszyscy korzystaliśmy ze swobody. - Jakaś impreza? A może ognisko?  
- Tak. Koniecznie musimy coś zorganizować. W końcu tylko raz kończy się trzecią klasę! - krzyknęła Rebecca. To z nią siedziałam prawie na każdej lekcji, gdyż moja przyjaciółka już dawno przeniosła się do Daniela. W zasadzie była bardzo fajna. Miałam z nią wesoło na lekcjach. Była świrnięta, ale pozytywnie.
- Ja myślę, że możemy zrobić ognisko obok jeziora. Wieczory są ciepłe, więc możemy się nawet w nim kąpać. - odezwała się Char. Jej pomysł mi się spodobał. Nic wielkiego, ale z taką ekipą jak my dobra zabawa jest nawet w kościele. Mieliśmy się pożegnać na miesiąc bo postanowiliśmy, że na początku sierpnia jedziemy wszyscy na obóz. Mimo tego, że chodziłam z nimi do klasy niecały rok, to bardzo się z nimi zżyłam. Tworzyliśmy naprawdę zgrany zespół. 
- A słyszeliście coś o wielkiej imprezie? - spytał czarnowłosy chłopak imieniem Mike. 
- Wielkiej imprezie? A co to takiego? - odpowiedziałam pytaniem chłopakowi. 
- No, podobno bliźniaki wydają jakieś huczne party z okazji zakończenia szkoły.
Mówiąc " bliźniaki " wiadomo było kogo miał na myśli. Spodziewałam się, że Kate zakończy rok szkolny w wielkim stylu. Ciekawa byłam tylko, czy Jack miał coś z tym wspólnego, czy po prostu zgodził się na to, gdyż zmusiła go siostra. Od pamiętnego wydarzenia związanego z Charlesem moje stosunki z Kate polepszyły się, jeśli można było to tak nazwać. Nie poniżała mnie, ani moich przyjaciół. Nie wyśmiewała nas, lecz nadal się dla niej nie liczyliśmy. Mimo tego nie patrzyła na mnie tym wzrokiem, który gdyby mógł to by zabił. Nawet gdy czasami mijaliśmy się korytarzem i mówiłam jej " cześć " nie po to by się z nią przywitać, tylko sprawdzić czy odpowie, to z jej ust padało " hej ". Jak na Kate, to była to wielka miłość. 
 No właśnie... wielka miłość. Dziwne było to, że moje relacje z Katherine się polepszyły, a z Jackiem pogorszyły. Nie łączyło nas nic więcej prócz przyjaźni. Oboje postanowiliśmy zakończyć nasz związek. Ja nie miałam pretensji do niego, a on do mnie. Rozstaliśmy się w zgodzie i od tego czasu rozmawiamy ze sobą, ale nie spotykamy się tak jak kiedyś. Nie żałuję tego, jednak czasami mi go brakuje. Chciałabym w niektórych momentach, aby po prostu był przy mnie. Aby ta chwila gdy z nim jestem, nie była tylko snem, lecz rzeczywistością.
 Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek, na dźwięk którego podskoczyłam. Właśnie rozpoczęła się przerwa obiadowa. Wyszłam z klasy i zobaczyłam te tłumy, które z wilczym apetytem, po raz ostatni w tym roku, kierują się w stronę stołówki. Ja jednak nie czułam głodu, więc postanowiłam udać się do biblioteki szkolnej, aby oddać książki. Byłam zmuszona to zrobić, ponieważ już od tygodnia pani Santiago, nasza bibliotekarka ściga mnie po szkolnych korytarzach.
  Minęłam klasy, pokój nauczycielski i zeszłam na pierwsze piętro, gdzie znajdowała się czytelnia. Otworzyłam drzwi i charakterystyczny zapach uderzył w moje nozdrza. Uwielbiałam go. Często po szkole przychodziłam tutaj i zaszywałam się pośród regałów pękających w szwach od książek. To był mój raj. Kochałam czytać i przenosić się jednocześnie w inny świat. Pani Santiago uśmiechnęła się do mnie, gdyż od dawna mnie oczekiwała.
- Wielkie nieba. Ivy Dickens znalazła wreszcie czas by oddać książki. - powitała mnie. Zaśmiałam się gdyż ta drobna, starsza kobieta zawsze potrafiła wywołać uśmiech na mojej twarzy. Bardzo ją lubiłam i z wzajemnością. Wiedziała, że lubię czytać i zawsze odkładała dla mnie jakieś ciekawe pozycje.
- No tak. Dostałam znak z nieba. - zażartowałam. Kobieta wyjęła kart uczniów odnalazła mnie i wypisała dzisiejszą datę.       
- I co? Doczekaliście się wreszcie. Dzisiaj ostatni dzień! - prawie krzyknęła. Zawsze reagowała z przesadną radością, na dobre wieści. - Mam do ciebie prośbę, skarbie. - powiedziała, zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. - Mogłabyś odnieść książki na miejsce? Ja ma tu dużo pracy. - wskazała na biurko zawalone kartkami i przeróżnymi formularzami. - I muszę to uporządkować do czternastej.
- Nie ma problemu. - powiedziałam i chwyciłam książki, by odnieść je na miejsce. Gdy kładłam już ostatnią, usłyszałam głos :
- Cześć Ivy. - przywitał mnie chłopak.
- Oo, cześć Jack. - powiedziałam zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, że skulony siedzi przy biurku pod oknem, zaczytany w lekturze. Widocznie nie tylko ja lubiłam tu przychodzić.
- Na ciebie też pani Santiago polowała od tygodnia? - spytał i spojrzał na kobietę w tym samym momencie, gdy ona patrzyła na niego. Posłał jej uśmiech, ona natomiast zignorowała go i pochyliła się na stosem kartek. Kątem oka dostrzegłam jednak, że i ona się uśmiechnęła. 
- Myślałam, że tylko ja zawsze zwlekam do ostatniego dnia. - odpowiedziałam, a on ukazał swoje równe, białe zęby.
- Siadaj. - powiedział i wskazał na miejsce naprzeciw jego. Nie chciałam tego robić, ponieważ wiedziałam, że to nie ma sensu.
- Nie, wiesz... spieszę się. - powiedziałam i posłałam mu uśmiech, by zamaskować wyraz mojej twarzy.
- A co masz innego do roboty? - zapytał. - No weź, siadaj i opowiedz mi o twoich planach wakacyjnych. - dodał zanim udzieliłam odpowiedzi. Poddałam się i usiadłam naprzeciw bruneta. - Więc zamierzasz gdzieś wyjechać?
- Tak. Za trzy dni lecę z przyjaciółmi do Barcelony. A potem z klasą planujemy dwu-tygodniowy obóz.
- Do Barcelony? - zaciekawił się. - Fajne miejsce. Zawsze chciałem zwiedzić Hiszpanię, ale nie było jakoś okazji. A kto dokładnie jedzie?
- Ja, Charlie, Dan i Ed. - odpowiedziałam, chociaż nie do końca wiedziałam czemu go to interesuje. - A czemu pytasz?
- Tak z ciekawości. - odparł. - A Ed to który? Bo wydaje mi się, że go nie kojarzę.
- Z moje klasy. Brunet, wysoki, szczupły... przystojny. - nie mogłam się  powstrzymać by nie dodać ostatniego słowa. Jack się zaśmiał. -  Już wiesz który?
- Nie, dalej nie kojarzę. - odparł, chociaż byłam pewna, że wie o którym mówię.
- To szkoda.
- I jeszcze ktoś?
- Jeszcze ktoś co? - zapytałam bo nie wiedziałam o co pyta.
- Czy jeszcze ktoś jedzie? - wyjaśnił.
- Nie. Tylko nasza czwórka.
 Nastała chwila milczenia, która była bardzo krępująca. Opuściłam wzrok, bo czułam, że Jack na mnie patrzy. Czasami wydawało mi się, że on nadal coś do mnie czuje.
- A można się do was przyłączyć?
- To zależy kto się chce przyłączyć. - odpowiedziałam, choć i tak wiedziałam, że chodzi o niego. Nie mogłam w to uwierzyć. W zasadzie chciałam i to bardzo, żeby ze mną pojechał, zastanawiałam się nawet czy mu tego nie zaproponować. Po prostu wyjazd do Barcelony z przyjaciółmi. Nic więcej. Ale pomyślałam, że może mu przyjść do głowy, że chce czegoś więcej.
- A gdybym był to ja? - powiedział i przechylił się w moją stronę. Zbyt gwałtownie zareagowałam i cofnęłam głowę do tyłu.  
- Naprawdę chcesz z nami jechać? - zapytałam, lecz tym razem całkiem poważnie.
- Jeżeli się zgodzicie, to czemu nie? Zawsze chciałem zwiedzić Barcelonę, a teraz nadarza się taka okazja.
Więc zgadzasz się, czy jednak zostaję w Jackson?
- Jeśli pozostali się zgodzą to nie mam nic przeciwko - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Czułam, że te wakacje zapowiadają się świetnie.
Zadzwonił dzwonek, oznajmiający koniec lekcji. Oboje wstaliśmy i skierowaliśmy się do drzwi.
- A masz jakieś plany na jutro wieczór? - zapytał mnie na odchodnym.
- Planowałam ze znajomymi ognisko.
- Może macie ochotę wpaść do mnie do domu? Kate urządza imprezę. Może być fajnie. W końcu tylko raz  kończy się czwartą klasę. - zachęcał mnie. Ale miał rację. Mogło być fajnie znając talent do przyjęć Kate.
- Zastanowię się. - odpowiedziałam tylko i odeszłam w stronę sali gimnastycznej.    


~*~


- Charlie idziesz czy nie?! - krzyknęłam do mojej najlepszej przyjaciółki. Ubrana w czarne, dopasowane spodnie i białą koszulę, czekałam na Char. Włosy miałam spięte w luźnego koka, a na twarzy lekki makijaż  - Nie wypada się spóźnić w ostatni dzień szkoły!
 W końcu doczekałam się blondynki, która także miała ubraną białą koszulę, ale zamiast spodni zwiewną spódnicę. To miał być nasz ostatni dzień roku szkolnego. Pozostało tylko odebranie świadectwa i wakacje.   Cieszyłam się niesamowicie. Może na mój humor wpłynęło słońce, które świeciło od samego rana, lub wczorajsza rozmowa z Jackiem. Byłam taka podekscytowana, że leci razem z nami. Najbardziej jednak cieszyłam się, że w końcu będę mogła wygrzać się na plaży w słonecznej Barcelonie.
 Wszyscy z nas prawdopodobnie lubią podróżować, poznawać nowych ludzi, odkrywać nieznane nam dotąd zakamarki tego świata. Teraz przyszedł w końcu czas na mnie. Lecę do Barcelony. W planach miałam nie tylko odpoczynek i leżenie plackiem na piasku, lecz również w głębi siebie miałam nadzieję, że być może odnajdę tam mojego ojca. Nie wiedziałam jednak czy on nadal tam mieszka. Może już dawno się z stamtąd wyprowadził? Miałam ogromną nadzieję, że jednak nie. List, który pozostawiła mi matka, był moją ostatnią deską ratunkową, że może kiedyś go jeszcze znajdę. Byłam strasznie ciekawa jak mu się teraz wiedzie. Czy może założył rodzinę? Czy ma dzieci? I czy dalej pamięta o mojej matce? Czy on w ogóle jeszcze żyje?
 Ostatnie pytanie odgoniłam od swoich myśli. Nie chciałam psuć sobie dzisiejszego dnia. Tym bardziej, że wieczorem wybierałam się ze znajomymi z klasy do Hastingsów. Bardzo ciekawiło mnie jak wygląda ich dom, a raczej posiadłość.
- Możemy iść. - odezwała się Charlie. - Ty powadzisz czy ja? 
- Oczywiście, że ja. - uśmiechnęłam się do dziewczyny. Trasę pokonałyśmy szybko, zabierając po drodze Rebecce. Założyła tak wielkie szpilki, że ledwo szła, więc zlitowałam się nad nią i zatrzymałam. Z zaparkowaniem było ciężko, bo tak wiele samochodów na szkolnym parkingu jeszcze nie widziałam.
- Ale tłumy. - przyznała Becca. - A wszyscy odwaleni jak na wesele. - rozśmieszyła nas.
- Idziesz dzisiaj do Kate na imprezę? - zapytałam.
- Pewnie, w życiu nie odpuściłabym jej sobie. - dostrzegłam blask w jej oczach. Wielu uczniów podniecało się tą imprezą i byli zachwyceni, że Kate wpadła na taki pomysł.
 We trójkę ruszyłyśmy na szkolne boisko, gdzie miało się odbyć zakończenie. Obowiązkowa mowa dyrektora  i kilku uczniów była tak nudna, że oczy same mi się schodziły. Błądziłam wzrokiem po wszystkich zebranych i nie mogłam uwierzyć, że z niektórymi osobami nie będę widzieć się przez dwa miesiące. Ale prawie cała szkoła miała się zjawić na imprezie, więc miałam nadzieję, że tam będę mogła się z nimi pożegnać.


 ~*~



 Stojąc w stercie ubrań, przed moją otwartą szafą, zastanawiałam się w co się ubrać. Łączyłam już różne sukienki z butami i spódnice z bluzkami, ale żaden zestaw mi nie pasował. Charlie postawiła na czerwoną, dopasowaną sukienkę bez pleców, do tego czarne szpilki. Wyglądała niesamowicie. Jej włosy splotłam w kłosa, a za przodu pozostawiłam luźne pasma.
 Grzebałam w szafie, wchodziłam do niej, jakbym spodziewała się po drugiej stronie ujrzeć Narnię, ale nic mi nie pasowało. Podobał mi się jedynie jasny, luźny top, z motywem z przodu. Nagle przypomniało mi się, że nie przeglądałam jeszcze szuflad, w których miałam poupychane przeróżne części garderoby. Bordowe rurki, czarna koszula, siatkowy sweterek, czarny biustonosz, torba na ramię. W końcu znalazłam wymarzone, jasne, dżinsowe szorty. Wytarte kieszenie, postrzępione końcówki oraz ćwieki dodawały charakteru tej rzeczy. Doskonale nadawały do topu, który wcześniej znalazłam, oraz do czarnych martensów.
 Szybko się ubrałam, wysuszyłam wcześniej umyte włosy i zrobiłam makijaż. Byłam gotowa do wyjścia, tak samo jak Charlie. Obie wyglądałyśmy zupełnie inaczej. Charlie jakby dopiero co zeszła z okładki magazynu mody, a ja jakbym wróciła z koncertu rockowej grupy. Aż trudno było uwierzyć, że może nas coś łączyć, a co dopiero przyjaźń.
 Nie zwlekając dłużej, wyszłyśmy z domu i wsiadłyśmy do auta. Po drodze, tak samo jak wcześniej spotkałyśmy Rebecce. Aż śmiać mi się chciało, gdyż tak blondwłosa dziewczyna znowu ubrała szpilki, w których ledwo chodziła. Ale w "małej czarnej" prezentowała się niesamowicie. Była nam wdzięczna, ponieważ mówiła, że jej chłopak umówił się, że przyjedzie po nią o 18:30 ale niestety spóźniał się już pół godziny.
- Co za palant. - denerwowała się. -  Jak go zobaczę to mu chyba wydrapię oczy. Całe szczęście, że was spotkałam.
- No tak, masz szczęście, bo też się trochę spóźniłyśmy, ale jak zwykle nie mogłyśmy się wyrobić. - odparła Charlie.
- Przynajmniej dojedziemy w hollywoodzkim stylu. - zażartowała Rebecca. - Tak w ogóle byłyście tam kiedyś?
- Nie. - odpowiedziałam. - Ale podejrzewam, że mają ogromną chatę. - powiedziała moja przyjaciółka.
Za wiele się nie myliła, jednak zamiast słowa "chata" nazwałabym dom Hasingsów "willą". Przerażający rozmiarami budynek mieścił w sobie chyba z dwadzieścia pokoi, nie licząc łazienek, kuchni, garderoby i innych pomieszczeń. Patrząc na niego od razu było widać, że właściciel nie jest biedny. Budynek był niemalże perfekcyjnie wykończony, a każdy detal pasował do siebie idealnie. Brukowa ścieżka, która rozwidlała się w różne strony, była otoczona z każdej strony kwiatami i lampkami. Jednak przód nie prezentował się tak dobrze jak tył. Ogromny basen w którym już kąpało się kilku nastolatków, piękna weranda, kort tenisowy, bar, który zapewne był zamówiony na  potrzeby tego wieczoru. Wszystko to wyglądało jak w najlepszym filmie. Piękne kwiaty, migocące lampki, które oświetlały całą posesję oraz ogromny parkiet, który pękał w szwach od tańczących nastolatków. Nie spodziewałam się tego, że będę tak zachwycona ich posiadłością. Najbardziej jednak spodobał mi się dach budynku, na który można było wyjść, usiąść na wiklinowych meblach i oglądać gwieździste niebo.
 Na imprezie zjawiła się chyba cała szkoła. Wszędzie byli jacyś ludzie. Jedni tańczyli na parkiecie, drudzy na stolikach, jeszcze inni w basenie. Alkohol lał się strumieniami. Ktoś coś stłukł, ktoś się porzygał, ktoś robił zdjęcia. Wszyscy bawili się nie zważając na nic.
- Patrz to Kate! - Charlie krzyknęła mi do ucha. - Chodźmy się może przywitać, co? - zapytała. Jakoś nie bardzo mi się to uśmiechało, ale chyba tak wypadało. Podeszłyśmy do dziewczyny, która ubrana była w obcisłą, bordową sukienkę, bez ramiączek. Do tego czarne rajstopy i niezwykle wysokie szpilki. Swoje włosy zebrała w eleganckiego koka na czubku głowy. Może jej nie lubiłam, ale musiałam przyznać, że wygląda bosko.
- Cześć.
- Oo, cześć. - powiedziała zaskoczona. Pewnie nie spodziewała się, że możemy się  zjawić u niej w domu. Mimo tego zbliżyła się do mnie i cmoknęła mnie na powitanie w policzek. Tak samo przywitała się z Charlie i Rebecca, która chyba nie mogła uwierzyć, że szkolna gwiazda wita się z nią w ten sposób. - I jak wam się podoba wystrój? - zapytała, lecz czułam, że robi to tylko dlatego, że była gospodynią na zabawie. Mimo tego doceniałam jej starania. Gdybyśmy zjawiły się tu rok temu, pewnie od razu by nas wywaliła. Ale widać było, że Kate zmieniła się i to na lepsze. Być może po prostu dorosła.
- Wszystko wygląda niesamowicie. - odpowiedziała szybko Rebecca.
- Ale nie tak, jak ty. - dodałam. Wiedziałam, że Kate uwielbia komplementy, a to chyba najłatwiejsza droga do niej.
- Dzięki, wy też wyglądacie fajnie. - powiedziała i zmierzyła nas od stóp do głów. Jej wzrok zatrzymał się na chwilę nad Beccą. Widząc jej strój, a może ją samą, przybrała dziwny wyraz twarzy. Taki jaki pamiętałam od zawsze. Opanowała się jednak szybko i uśmiechnęła do nas. - No to miłej zabawy. - życzyła nam i pobiegła w stronę jakiegoś kolesia, który chyba nieświadomie próbował zbić wazę.
- Taka tam, miła i normalna rozmowa z Kate. - powiedziała Rebecca na co wybuchłyśmy śmiechem. - Nie wiem jak wy laski, ale ja się idę napić. - powiedziała i odeszła w stronę baru. Patrząc jak oddala się od nas zauważyłam Jacka. Stał z kieliszkiem w ręku, przy barze i uśmiechał się da nas. Wyglądał tak przystojnie w jasnoniebieskiej koszuli, która podkreślała jego szmaragdowe oczy. Koledzy mówili coś do niego, ale nawet ich nie słuchał, tylko patrzył na mnie. Poczułam się skrępowana i opuściłam wzrok. Brunet ruszył w naszym kierunku.
- O hej Jack. - powiedziała Charlie. - Fajna impreza.          
- Tak, moja siostra jednak ma do tego talent. - przyznał. - Tak w ogóle wyglądacie niesamowicie. - dodał.
- Dzięki. - odparła Char.
- Już spakowane i gotowe na wyjazd do Barcelony?
- Nie bardzo. Znając mnie, spakuję się na ostatnią chwilę. A znając Ivy, jestem pewna, że czegoś zapomni. - powiedziała, co sprawiło, że chłopak się zaśmiał.
Zapadła dziwna cisza. Nie odezwałam się ani razu podczas tej krótkiej wymiany zdań i wyszłam na jakąś niemowę. Wydawało mi się jakby Jack patrzył na mnie z litością, a Charlie jakby chciała mi coś powiedzieć. Zrozumiałam, że czekają, żebym w końcu przemówiła.
- Widzę Dana! - krzyknęła nagle moja przyjaciółka i już jej nie było. Zawsze gdy go widziała, cieszyła się jak małe dziecko. Podziwiałam ich, że mimo tak wielu kłótni i zupełnie różnych charakterów są już ze sobą od ponad pół roku.
- Więc... - zaczęłam. - To już koniec. Ostatnia klasa. Cieszysz się?
- Bardzo. - odpowiedział.
- Pewnie wybierasz się na jakieś studnia, co?
- Tak. Na prawo. - powiedział co mnie kompletnie zszokowało, bo nie wyobrażałam go sobie w roli prawnika czy sędziego.
- Ambitnie. - przyznałam a on się uśmiechnął.
- Masz ochotę się czegoś napić? - zapytał.
- Z chęcią.
Podeszliśmy do baru przy którym siedziała tylko Rebecca, która rozmawiała z Bradem, jej chłopakiem. Nie lubiłam go. Sądziłam, że moja koleżanka tylko marnuje czas i zasługuje na kogoś lepszego. Nie wiedziałam jak ona z nim wytrzymuje. Wiecznie krytykował ją za coś, nie miał dla niej czasu, ignorował ją. Ale Beccę wciąż do niego ciągnęło.
- Co podać? - zapytał mężczyzna. Przeniosłam wzrok na barmana. Był to dokładnie ten sam, który obsługiwał mnie, gdy odbywał się szkolny bal. Ciekawa byłam czy mnie pamięta, ale nawet się nie łudziłam, bo w pracy w której mija się tyle twarzy trudno kogoś zapamiętać.
- Może to samo co ja? - zaproponował Jack. Przyjrzałam się jasno czerwonej cieczy, ciekawa czym tak naprawdę jest.
- Poproszę. - zgodziłam się.
- A ty masz już jakieś plany co chcesz robić dalej? - kontynuował rozmowę.
- Myślałam nad weterynarią, ale nie wiem na pewno.
- Ej Jack, chodź tu szybko. - usłyszałam dziewczęcy głos. Odwróciłam się i zobaczyłam nieznaną mi dziewczynę. Nie kojarzyłam jej ze szkoły. Razem z grupką chłopaków wpatrzona była w telefon, który trzymał jeden z kolesi. Jack spojrzał na nie niepewnie.
- Idź. Nie ma sprawy. - powiedziałam, a brunet tylko się uśmiechnął i odszedł w stronę dziewczyny, która teraz głośno się śmiała.
 Wypiłam drinka, który okazał się dosyć mocny. Potem dosiadła się do mnie Charlie, a potem Rebecca, aż w końcu prawie wszystkie dziewczyny z mojej klasy siedziały przy barze. Nie pamiętam ile drinków wypiłam, ale pamiętam, że razem głośno się śmiałyśmy, żartowałyśmy i tańczyłyśmy przez całą noc. Becca była tak pijana, że co chwilę się przewracała. Razem z Charlie próbowałyśmy ją podnosić, ale kończyło się na tym, że razem z nią, płacząc ze śmiechu zwijałyśmy się na podłodze. Po którejś kolejce barman powiedział, że przesadzamy i że jak tak dalej pójdzie to przeholujemy. Śmiejąc się z niego, razem z Charlie usiadłyśmy na jednej z kanap umieszczonych na dworze. Obserwowałyśmy w milczeniu naszych tańczących kolegów. Siedziałyśmy tak chyba z godzinę.


~*~



- Muszę do toalety. - powiedziała Charlie.
- Pójdę z tobą. - zaproponowałam, co blondynka przyjęła z uśmiechem. Błądząc po wielkim, ciemnym mieszkaniu w końcu znalazłyśmy toaletę. Nie czekając na Charlie ruszyłam w górę schodami. Byłam ciekawa jak się dostać na ten cudowny dach. Schodami weszłam na ostatnie piętro, gdzie znajdowały się drzwi. Otworzyłam je i cudowne, czyste powietrze uderzyło mnie w twarz. Zachęcona, pokonałam jeszcze kilka schodów i znalazłam się na samej górze budynku. Spojrzałam na niebo, które wyglądało pięknie. Miliony gwiazd migotało na tle czarnego nocnego nieba.
- Piękne co? - usłyszałam znajomy głos. Jack stał na krawędzi budynku spoglądając w górę.
- Tak. - potwierdziłam. Podeszłam do chłopaka i stanęłam obok niego. Z góry widać było wszystko i wszystkich.
- Widzę, że nieźle się bawisz. - powiedział i zrozumiałam, że musi siedzieć tu dość długo. Nic nie odpowiedziałam tylko obserwowałam niebo. Staliśmy tak w milczeniu. W końcu się odezwałam.
- Czemu tak tu sam siedzisz skoro wszyscy dobrze się bawią na dole? - zapytałam i spojrzałam na niego.
- Nie jestem sam. - odpowiedział i przybliżył się do mnie. Niepewna co chce zrobić, cofnęłam się o krok, ale złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie. Pochylił się nade mną i nasze usta się spotkały. Nie chciałam tego robić, jednak nie potrafiłam go także od siebie odepchnąć. Odwzajemniam pocałunek, uświadamiając sobie, jak bardzo za nim tęskniłam. Prawda była taka, że nadal coś do niego czułam. W tamtej chwili to było jasne. Tylko się oszukiwałam. Ale nie wiedziałam czy on robi to dlatego, że też do mnie coś czuję, czy po prostu jest pijany.
- Jack, zostaw mnie. - wyplątałam się z jego objęć, ale złapał mnie za rękę. - Zakończmy to. To wszystko jest bez sensu.
- Jakie to? Było w ogóle coś więcej, że chcesz to zakończyć? Przecież między nami już nic nie ma. Przecież zerwaliśmy. - tą odpowiedzią brunet całkowicie powalił mnie na kolana. Wiadomo było, że zerwaliśmy, ale czy ten pocałunek był tylko dla zabicia nudy? Czyli, że tak robi z każdą napotkaną laską, która wpadnie mu w oko? Może tak naprawdę nigdy do mnie nic nie czuł tylko się bawił? Albo po prostu dzisiaj mnie pocałował, a jutro chciał o wszystkim zapomnieć?
- Dobra, koniec tematu. Najlepiej zapomnij o czym przed chwilą mówiłam. - odpowiedziałam, wyrwałam ręce z jego uścisku i z wściekłą miną skierowałam się w stronę wyjścia.
- Ivy? Czy ty czujesz jeszcze coś do mnie i dlatego tak się wkurzasz? - zapytał. W tym  momencie moje ciało mimowolnie zatrzymało się w miejscu. Co on sobie myśli, żeby mnie o takie rzeczy pytać? Byłam zła na niego i na siebie. Poza tym ta rozmowa była pozbawiona sensu.  
- Powiedziałam już ci prosto i wyraźnie w poprzednim roku, nic do ciebie nie czuję i to się nie zmieniło. - skłamałam, choć doskonale wiedział, że lubię go bardziej niż przyjaciela. Ale moje słowa chyba go zabolały, bo odwrócił się do mnie plecami.
  Znowu nie byłam pewna, czy dobrze w tym momencie postąpiłam. Okłamywałam sama siebie. Tamtych chwil spędzonych z nim, nie da się tak po prostu wymazać z mojej pamięci. W większości były to przecież chwile radości. Chwile, w których szczerze mogłam powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Może niepotrzebnie tak gwałtownie odpowiedziałam. Nie! Nie mogę teraz nad tym rozmyślać. Nie mogę zawracać sobie głowy chłopakiem, dla którego ten pocałunek nic nie znaczył. Zbiegłam szybko na dół. Chciałam już być w domu. Nie szukając nawet Charlie, wysłałam jej tylko SMS'a, że wracam, i żeby się nie denerwowała bo wszystko jest w porządku.
  Zbiegłam schodami na sam dół, wyszłam z domu i ruszyłam ścieżką przed siebie. Noc była ciemna i zrobiło mi się zimno. W głowie wciąż siedziała mi ta rozmowa. Wszystko nagle się popsuło. Nie miałam już ochoty jechać z Jackiem do Barcelony. Nie miałam ochoty iść tyle kilometrów, przez ciemną ulicę do domu. Nie miałam ochoty wracać do pustego mieszkania, w którym już nigdy nie miało być mojej mamy.
  Natychmiast grudniowe wspomnienia wdarły się w mój umysł. Gdy o tym myślałam miałam odmienne uczucia. Z jednej strony strach i wściekłość po rozmowie z Charlesem oraz panika przed przesłuchaniem. A z drugiej radość spowodowana tym, że ten drań w końcu zapłacił za swoje. 20 lat więzienia, oraz zakaz zbliżania się do mnie, który w razie złamania, gwarantuje areszt domowy. Mimo tego miałam wrażenie, że to mało.
- Hej Ivy! - usłyszałam głos jakiegoś chłopaka. Spojrzałam w bok i ujrzałam Eda. - Wsiadaj to cię podwiozę. - brunet uśmiechnął się zachęcająco.
- Cześć. - przywitałam się. Nie chciałam mu robić kłopotów więc grzecznie odmówiłam: - Nie, przejdę się. Spacer dobrze mi zrobi.
- No nie wygłupiaj się. - odparł i otworzył drzwi od strony pasażera. Wiedząc, że mam do pokonania jeszcze spory kawałek, wsiadłam do samochodu. Musiałam przyznać, że to miły chłopak i nie dało się go nie lubić. Często z nim rozmawiałam, bo sprawiał wrażenie naprawdę inteligentnego. Poza tym mówiąc Jackowi, że jest przystojny, nie kłamałam. Cieszyłam się, że leci z nami do Barcelony, więc nie będę skazana na towarzystwo Jacka, gdy Dan i Char będą sobą zajęci. Zdziwiłam się, gdy zapytał czy może z nami lecieć. Ale pomyślałam, że to dobry pomysł. Im więcej ludzi tym lepiej.
- Co masz taką minę, jakby odwołali lot do Barcelony? - zażartował i się zaśmiał. Widząc jednak, że nie mam ochoty na dowcipy, zapytał - Wszystko w porządku?
  Nie wiem, co mną wtedy kierowało. Czy to, że byłam pijana, czy wkurzona, czy jeszcze coś innego, ale opowiedziałam Edowi wszystko co zaszło między mną, a Jackiem i o tym, co było przedtem. Mimo tego, że musiało to brzmieć żałośnie i każdy inny facet roześmiał by się na jego miejscu i popukał w głowę, on wysłuchał mnie do końca, nie przerywając mi, wręcz przeciwnie, słuchał w skupieniu mojej historii.
- No to niezły z niego dupek. - przyznał, gdy zdenerwowana powiedziałam, że pocałunek nic nie znaczył dla Jacka. Buchnęłam śmiechem. Fajnie było wiedzieć, że jednak nie zwariowałam. - Na twoim miejscu nie zadawałbym się więcej z takim typem. - przybrał ton doradcy, co również  mnie rozbawiło. - Wiadomo, że kasa miesza ludziom w głowach i wydaje im się, że mogą mieć wszystko. - przerwał na chwilę. - Ale tak na poważnie to sądzę, że zachował się nie w porządku i jestem pewien, że tego pożałuje. A ty nie przejmuj się niczym i spraw by właśnie tego żałował. O, to chyba jesteśmy na miejscu. - powiedział i wskazał palcem mój dom.
- Dzięki Ed. - zwróciłam się do chłopaka. Znacznie poprawił mi samopoczucie i wiedziałam, że na przyszłość, mogę się zwracać do niego z problemami. Zadziwiające było to, jak łatwo dla niego rozwiązywało się każdy problem. - A tak w ogóle to czemu nie jesteś na imprezie? - zapytałam, bo wcześniej widziałam go u Hastingsów.
- Znudziła mi się zabawa bogatych dzieci. - odpowiedział i posłał uśmiech.
- To tak jak mi. - zgodziłam się. - No to do zobaczenia wkrótce.
- Na razie. - pożegnał się, a ja wysiadłam z auta.


















Pragniemy wprowadzić małe zmiany do rozdziałów. Już od dłuższego czasu o tym myślałyśmy. Chciałybyście, aby kolejne części opowiadania były prowadzone " Z perspektywy... "? Odpowiadałyby Wam takie zmiany? Podoba Wam się w ogóle takie coś? Czy może dalej prowadzić rozdziały " oczami " Ivy? ; )