piątek, 28 czerwca 2013

Rozdzial XIII


 Hej, hej wszystkim. O ile nas ktoś tu jeszcze pamięta. W końcu 'znowu' wróciłyśmy. Naprawdę nie wiemy co w nas wstąpiło. Z początkiem wiosny miałyśmy wreszcie zacząć coś działać, a skończyło się, jak się skończyło. Rozpoczęło się lato. Same nie jesteśmy dumne z naszego zachowania. Nie mamy co też prosić o litość, bo tego po prostu nie możecie tak łatwo nam wybaczyć. Jesteśmy gotowe na szczerą krytykę i negatywną ocenę od Was.
 Taryfy ulgowej też za bardzo nie mamy. Na nasze usprawiedliwienie możemy tylko zaliczyć fakt, że jesteśmy w trzeciej gimnazjum. I oczywiście bez egzaminu w kwietniu by się nie obeszło. Końcówka roku też nas wykończyła. Psychicznie i fizycznie. Sami pewnie dobrze to znacie. Latanie za nauczycielami, poprawianie sprawdzianów, próby na zakończenie. Teraz na szczęście czeka nas 2 miesiące wolnego.
 No cóż, Ivy w końcu doczekała się swoich upragnionych wakacji. Ale czy zdziała coś zmienić w swoim życiu? Czy będzie mogła ponownie zmienić status na facebooku? Czy będzie to jeszcze możliwe? Czy szarmancki Ed zdoła dotrzeć do jej serca, które bije tylko dla Jacka? O tym się oczywiście dowiecie po przeczytaniu tego rozdziału.
 Na samym końcu znajduję się jeszcze krótka wiadomość od nas. Dla niektórych z Was będzie to miła, bądź też smutna wiadomość. Nie przedłużając już dłużej, zapraszamy wszystkich do czytania, jak i komentowania.









Music♥ <---- klik






 Obudziłam się rankiem w dzień wyjazdu z dziwnym nastrojem. Wycieczka niby zapowiadała się świetnie. Ale w sumie nie wiedziałam czy mam się z tego powodu nie wiadomo jak cieszyć, bo w końcu Jack.
 Jack... Ten Jack jak zwykle musiał wszystko pokomplikować. Nie mógł po prostu darować sobie tego pocałunku? Gdyby tego nie zrobił było by tak jak dawniej. Jak kiedyś moglibyśmy razem spędzać czas, aby żadne z nas nie czuło by się nieswojo i niekomfortowo w swoim towarzystwie. Nadal nie mogę uwierzyć, że coś jednak do niego czuję. Może ciągle mam nadzieję, że ten radosny czas spędzony z nim kiedyś wróci? Może nadal jestem zaślepiona tą całą wielką miłością? Nie wiem czy ta miłość jest jednak w jakimś stopniu odwzajemniona. Po ostatniej rozmowie z Jackiem już w ogóle nie mam pojęcia co on może czuć do mnie, o czym myśli kiedy jestem koło niego.
 Wkurzało mnie to. Ale najbardziej to, że nie mogłam wyrzucić tego z głowy. Powinnam w końcu wziąć się w garść i zapomnieć o wszystkim. Nie dość, że w ostatnich dniach byłam jakaś nierozgarnięta, to krytykowałam sama siebie. Mimo to gdy zobaczyłam radosną twarz Charlie, która właśnie szykowała nam śniadanie, uśmiechnęłam się. Już po raz setny pomyślałam jak to dobrze mieć przy sobie takiego przyjaciela. Opowiedziałam jej o wieczorze u Kate. Poradziła bym się tym nie zadręczała.
- Przestań marnować czas na tego chłopaka. Jak nie ten będzie inny. Żyj życiem Ivy, a nie problemami. Zwłaszcza, że rozpoczęły się wakacje. Będziemy się świetnie bawić, a Jack pożałuje, że tak cię potraktował. Poza tym jedzie z nami Ed, a brzydki to on nie jest. A jestem pewna, że byłby szczęśliwy gdybyś zwróciła na niego uwagę.
 Gotowe do wyjścia, czekałyśmy na Dana. Z racji tego, że miałyśmy bardzo dużo pakunków, zaproponował, że po nas przyjedzie i pomoże nam załadować to wszystko do samochodu. W końcu pojawił się, prawie pół godziny przed czasem. Tak jak obiecał pomógł nam z bagażami. Przejeżdżając przez nasze małe miasteczko, starałam się zapamiętać ten widok. Nie mogłam powiedzieć, że nie  kocham tego miejsca, bo było by to kłamstwo. Nawet teraz, z myślą, że za kilkanaście godzin będę się smażyć na plaży w słonecznej Barcelonie, trudno mi było pożegnać się z Jackson.


~*~


- Proszę zapiąć pasy, zaraz startujemy. - usłyszałam przesłodzony głos stewardessy. Na szczęście nie miałam problemu z lataniem. Co innego Dan, który siedząc jeden rząd przede mną, ściskał rękę swojej dziewczyny. Obok niego siedział jakiś dzieciak. W zasadzie nie wiem czy można było go tak nazwać. Stawiałam, że ma może szesnaście góra siedemnaście lat. Pomyślałam, że pewnie leci do Barcelony do rodziny lub znajomych, by zaznać trochę swobody.
  Ja, skulona, między dwoma facetami, starałam się patrzeć w przód i nie zwracać na nich uwagi. Mimo to nie udawało się. Jack, który siedział po mojej prawej stronie, ciągle szturchał mnie łokciem. Było to celowe zagranie. Ed natomiast przechylił się w moją stronę, pod dziwnym kątem i próbował mnie raczyć jedną z jego barwnych opowieści o filmie który ostatnio miał szansę oglądnąć w kinie. Była to jakaś dziwna komedia. Mówił coś o jakiejś pustej blondynce i biznesmenie. 
- No wiesz, w końcu to dżentelmen. Potrafi się zachować, a nie tak jak niektórzy dają nadzieję dziewczynom, a potem je ranią. - Położył na to zdanie nacisk i skierował wzrok na Jacka, który słysząc to nerwowo poruszył się w swoim fotelu. Miałam ochotę przybić z Edem piątkę. W tamtej chwili poczułam wielką sympatię do tego chłopaka. Uśmiechnęłam się do niego pogodnie i od tego momentu słuchałam go uważnie.
 Lot minął mi zadziwiająco szybko, pomijając fakt, że większość czasu przespałam. Byłam strasznie ciekawa Barcelony. Gdy wysiadłam z samolotu i przywitało mnie gorące słońce poczułam się, jak najszczęśliwsza osoba na świecie. Tego mi było trzeba. Odstawiłam na bok wszystkie zmartwienia i postanowiłam, że nic nie zepsuje mi tych wakacji.
 Odebraliśmy nasze bagaże, zamówiliśmy taksówkę i pojechaliśmy do hotelu. Gdy go zobaczyłam prawie skakałam z radości. Wielki budynek z mnóstwem balkonów, z widokiem na morze, które było zaledwie parę kroków od naszego zakwaterowania. To było jak marzenie. Nie czekając dłużej weszliśmy do budynku i zamówiliśmy pokoje. Jeden dwuosobowy dla mnie i dla Charlie i jeden trzyosobowy dla chłopaków.

~*~


- Charlie, wiesz gdzie jest moja sukienka? - zapytałam przyjaciółkę, od razu po skończeniu porannej toalety.
 W dzień przyjazdu zdołaliśmy zaledwie dojść do hotelu. Resztę czasu niestety spędziliśmy tylko na leżakowaniu. Każdy z nas był wyczerpany podróżą, że nawet nie miał sił wyjść na chwilę na miasto.
- Mówisz o tej sukience w kwiatki? Powiesiłam ją, jest już w szafie. - odpowiedziała.
- Hmm, jesteśmy tu dopiero jeden dzień, a Ty zdążyłaś wszystko wypakować? Chyba naprawdę nie mogłaś się doczekać tego wyjazdu.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy jeszcze jak za kilka dni nie będziesz w stanie znaleźć swoich ubrań. Rozmyślałaś już może nad planem, jak ponownie zdobyć Jacka?
- Ciekawska jesteś jak widzę. Zobaczysz w odpowiednim czasie. - Nie chciałam jak na ten moment opowiadać wszystkiego Charlie, wiem, że zapewne chciała ona by mi pomóc w jakiś sposób. Ale tą sprawę muszę sama załatwić, no powiedzmy, że sama. - Ooo jest. - zawołałam, bo znalazłam sukienkę. Ubrałam ją szybko i związałam włosy gumką w kitkę.
- Jesteś gotowa? - zapytała. - Możemy iść?
- Tak, chodźmy.
Wyszłyśmy z pokoju, a ja przekręciłam klucz w drzwiach. Zeszłyśmy schodami do stołówki. Na dole natknęliśmy się na chłopaków.
- Hej. I jak się spało? - zapytał Ed. Od rana był uśmiechnięty od ucha do ucha. - Trzeba przyznać, że te hotelowe łóżka są całkiem wygodne.
- Nie tak wygodne jak w domu, ale jakoś to zniosę. - odparła Charlie i cmoknęła Dana w policzek.  Poszłam w jej ślady i również pocałowałam w policzek Eda. Poczułam na sobie wzrok Jacka, ale zignorowałam go i uśmiechnęłam się do Eda, który był chyba zaskoczony, ale objął mnie w pasie i skierował do stolika przy którym siedzieli już moi przyjaciele. Jack minął nas jakby obojętnie, ale poczułam, że go to zabolało, ponieważ do końca dnia nie odezwał się do nas ani słowem, tylko zniknął gdzieś do wieczora.
 

~*~


  Kolejny dzień. Kolejna radość. Z biegiem czasu widziałam tylko same zalety tego wyjazdu. Pomimo 'spiętych' relacji z Jackiem i tak potrafiłam jeszcze żyć chwilą i czerpać z niej samą radość. Trochę żałuję, że już wcześniej nie zdecydowaliśmy się na tą podróż. Zawsze chciałam pojechać do Europy. Zwiedzić odrobinę ciekawych miejsc. Spotkań nowych ludzi. Stworzyć niezapomniane wspomnienia na stare lata.
 Mój plan wzbudzenia w Jacku zazdrość maił się na razie nijak, bo udawał on obojętnego, jakby wcale go to nie obchodziło, ale czułam że jest inaczej.
  Pewnego dnia, który będę pamiętać do końca życia, wybraliśmy się  na plaże by zagrać w piłkę. Mieliśmy szczęście, bo grupka turystów zaprosiła nas do wspólnej gry. Bawiłam się świetnie. Sport to mój żywioł. Słońce strasznie grzało, ale nikt się tym nie przejmował.
- Ivy, podaj piłkę - usłyszałam, ale jakby zza ściany. Lekko zaskoczona, podbiegłam w stronę piłki.
- Dobrze się czujesz? -  zapytał Ed w momencie w którym podawałam mu piłkę. Spojrzałam na chłopaka. - Wyglądasz jakoś dziwnie.
Wyglądałam i czułam się dziwnie. Całe moje ciało przeszedł jeden wielki dreszcz. Na karku poczułam krople potu, a w uszach mi szumiało. Głosy kolegów dochodziły do mnie jakbym stała dobre sto metrów od nich.
- Nie, kręci mi się w głowie. Możesz mnie zaprowadzić do hotelu? - odpowiedziałam chłopakowi w ostatniej chwili. Potem widziałam już tylko ciemność.


~*~


   Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą zmartwioną twarz Eda. Nie widziałam gdzie się znajduję. Zbyt jasne lampy umieszczone w suficie nie wydawały mi się znajome.
- Gdzie jestem? - zapytałam.
- Spokojnie. - odparł chłopak i lekko popchnął mnie na łóżko, widząc, ze się podnoszę. - Leż. Jesteś w szpitalu. Zemdlałaś na plaży, pamiętasz?
- Nie bardzo. - odpowiedziałam. - Pamiętam tylko, że graliśmy w piłkę i... nic więcej.
 Ed spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem po czym powiedział:
- No tak. Graliśmy i powiedziałaś mi, że źle się czujesz i spytałaś, czy mógłbym odprowadzić cię do hotelu. A potem nagle upadłaś na ziemię i miałaś jakieś dziwne drgawki. Nie czekałem więc, do razu zabrałem cię do szpitala. - przerwał na chwilę. - Lekarz mówi, że to typowe objawy jakiegoś zatrucia. Ponoć bardzo dużo turystów cierpi na takie dolegliwości.
 Zatrucie? - pomyślałam. - Akurat teraz gdy jestem w słonecznej Barcelonie? Takie szczęście mogło się przytrafić tylko mnie.
 Ed widząc moją reakcję, złapał mnie za rękę i próbował pocieszać.
- Nie martw się. Doktor przepisał ci leki. Jeżeli będziesz je brać, drugi raz cię takie coś nie spotka. Musisz zostać tylko na noc na obserwacji, a jutro możesz już wracać na plażę. - uśmiechnął się.
- To dobrze, bo... - Nie zdążyłam dokończyć, bo w drzwiach pojawił się Jack. Włosy miał w nieładzie, zresztą jak zawsze, a w jego oczach widziałam niepokój.
- Ivy!- krzyknął zadyszany. Wpadł do sali, podbiegł do mojego łóżka i odepchnął na bok Eda. Chłopak puścił moją rękę, lecz sekundę później, trzymał ją już Jack. - Przepraszam. Za wszystko. - zaskoczyła mnie jego reakcja. Mówił to jakbym, miała za chwilę umierać. - Chciałem przyjechać szybciej, ale ten palant wsadził cię do jakiejś taksówki i nie powiedział nawet do którego szpitala cię zabiera. - posłał Edowi spojrzenie pełne zarzutu. - Zjeżdżaj stąd. - warknął.
Ed spojrzał najpierw na mnie, potem na Jacka i znowu na mnie.
- Możesz zostawić nas samych na chwilę? Proszę. - powiedziałam. Nie chciałam ranić chłopaka. Nie wiem, czy był świadomy tego, że całowałam się z nim tylko po to by wzbudzić w Jacku zazdrość. Najwyraźniej podziałało. - pomyślałam i skierowałam wzrok na niego, nie przejmując się już nawet Edem, który mruknął tylko: " Zajebiście. Jak zwykle to samo " i wyszedł z sali.
- Ivy, przepraszam. Wiem, że nawaliłem, i że pewnie nie chcesz mnie znać. I mimo tego, że wiem co sobie teraz myślisz, to chcę, żebyś widziała, że cię kocham. Kocham cię, i nigdy nie przestałem. I jeżeli mi wybaczysz to wszystko to obiecuję, że cię nigdy nie zawiodę.
  Serce biło mi tak szybko, że nie widziałam co myśleć. Mówił to tak, że wiedziałam, że nie może kłamać.
- Ja ciebie też. - zdołałam powiedzieć tylko tyle.
- ... stan jest ustabilizowany, ale nie można lekceważyć żadnych objawów. - usłyszałam i obraz Jacka zniknął mi sprzed oczu. Nic nie rozumiałam.  - O, chyba się budzi.
 Otworzyłam oczy i przede mną stał doktor z siwą brodą, jak u mikołaja. Na nosie miał okulary a w rękach trzymał jakieś papiery i tabletki.
- Kochanie, wiem że możesz nie pamiętać co się stało i być trochę rozkojarzona, ale załapałaś paskudnego wirusa. Na szczęście szybko trafiłaś do szpitala i wystarczy że będziesz przyjmować leki i w mgnieniu oka ci się poprawi. - Głos miał łagodny. Jak typowy święty mikołaj. - Twój przyjaciel dopowie ci resztę. - powiedział i pogłaskał mnie po głowie, po czym zagwizdał i wyszedł z sali.
 Spojrzałam wokół siebie mając wielką nadzieję, żeby tym przyjacielem okazał się Jack. Pudło. To był Ed. Uśmiechnął się do mnie smutno, a ja odwróciłam wzrok. To wszystko to był tylko głupi sen. Jak mogłaś myśleć, że Jack cię kocha? - usłyszałam paskudny głos w mojej głowie. - To był tylko sen głuptasie.


                                                                          ~*~


  Następnego ranka, doktor zbadał mnie i wypisał ze szpitala. Nakazał tylko brać leki regularnie i pić dużo wody. Podziękowałam i powiedziałam , że zastosuję się do jego poleceń. Ed ścisnął moją rękę. Praktycznie od wczoraj jej nie puścił. Chyba myślał, że naprawdę chcę z nim być. A mnie było już wszystko jedno. Nic się nie liczyło. Sądziłam, że mój plan wypali, ale wpakowałam się w jeszcze większe kłopoty i zmartwienia. Jack nawet nie przejął się tym, że jestem w szpitalu.
Wczoraj, gdy moi przyjaciele odwiedzili mnie, Charlie powiedziała mi, że był zajęty i nie mógł przyjechać. Dobre sobie. Pewnie powiedziała to, żebym nie popadła w jeszcze większy dołek.
 Zbliżaliśmy się do hotelu. Marzyłam, żeby wziąć kąpiel i zapomnieć o wszystkim. Niestety. Przy głównym wejściu, na schodach, jakby właśnie czekając na mnie, siedział Jack. Obejmował on piękną dziewczynę i właśnie szeptał jej coś do ucha. Wybuchła śmiechem, a wtedy on pocałował ją w usta. Tego już nie mogłam znieść. Oczy zaszły mi łzami, ale trzymałam nerwy na wodzy, ponieważ był ze mną Ed. Gdyby zobaczył, że płaczę od razu by się dopytywał co się stało. Z racji tego, że niemożliwe było, abym przeszła obok tej pary obojętnie, pociągnęłam Eda za rękę w innym kierunku.
- Strasznie chce mi się pić. Może wpadniemy do jakiegoś baru. - To nie było nawet pytanie tylko zdanie oznajmujące.  
- Ivy. Może innym razem. Jesteś zmęczona, powinnaś odpocząć. - spojrzał na mnie.
- Proszę. - powiedziałam i pociągnęłam go w stronę plaży, gdzie leżała jedna z knajp. Charlie wspominała mi, że serwują tam strasznie dobre drinki i że muszę tam pójść. Może to chociaż złagodzi mój ból. - pomyślałam.
- Ivy! Wracajmy do hotelu. Lekarz mówił, że nie powinnaś spędzać czasu na słońcu przez kilka kolejnych dni. - zaprotestował chłopak i zatrzymał mnie. 
- No i co z tego. - powiedziałam - Jak nie chcesz, to nie musisz ze mną iść.
 Puściłam jego rękę. Marzyłam, żeby znaleźć się w tej chwili sama, ale nie miałam co na to liczyć. Chłopak z powrotem wsunął swoją dłoń w moją. Mogłam się tego spodziewać. Przeszliśmy spory kawałek, aż w końcu usłyszałam piękny głos. Ktoś śpiewał i grał na gitarze. Normalnie w takiej sytuacji nic nie sprawiło by, żebym oderwała się od własnych myśli. Ale ta muzyka była piękna. Postanowiłam, że muszę zobaczyć tego człowieka.
  Mężczyznę, który tak cudownie śpiewał, otaczała gromadka ludzi. Szłam w ich kierunku nie mogąc się doczekać by go zobaczyć. Miał tak niesamowity głos, że odpływałam. Do tego ta piosenka. - pomyślałam. Nigdy wcześniej jej nie słyszałam. "In the night the stormy night she'll close her eyes
In the night the stormy night away she'd fly" Słysząc te słowa, nie wiem czemu, ale poczułam się jak dawniej. Jak przy mojej mamie. Jakby ta piosenka opisywała moją mamę.
  Puściłam rękę Eda i podbiegłam w stronę mężczyzny. Odsunęłam na bok, jednego pana, który zasłaniał mi mój cel i dopiero wtedy go zobaczyłam. Siedział na pisku z gitarą w ręku. W momencie gdy go zobaczyłam i spojrzałam w jego oczy, on spojrzał w moje.
- Tato?
 










  Wakacje w Barcelonie. Piątka przyjaciół - Ivy, Charlie, Daniel, Jack i Ed przyjechali na wypoczynek do stolicy Hiszpanii. Już w czasie podróży samolotem, można było zauważyć, że Jack i Ed nie darzą się dużą sympatią. Bowiem obaj młodzieńcy są zauroczenie Ivy. Pierwszego dnia ekipa wybiera się na plażę. Nie obeszło się jednak bez małego dramatu. Jedna z dziewczyn zemdlała. Ed, okazał się w tamtym momencie rycerzem w srebrnej zbroi. Zabrał dziewczynę do szpitala. Dziewiętnastolatce przyśnił się jednak Jack. Urzeczona jego wyznaniem, budzi się rozczarowana i uświadamia, że to był tylko sen. Sytuację jeszcze bardziej pogarsza to, że zastaje go w towarzystwie pięknej nieznajomej.
Prowadzi Eda na plażę, bu uniknąć konfrontacji z byłym. Wiedziona urzekającym głosem, podąża w jego kierunku. Dziewczyna nie może uwierzyć własnym oczom, na scenie z gitarą w ręku znajduje się prawdopodobnie jej biologiczny ojciec. Ale czy to na pewno on? Czy to nie czasami pomyłka, albo przewidzenie?






 Ogłaszamy teraz oficjalnie, że z tym rozdziałem kończy się 1 tom naszego opowiadania. Same się dziwimy po części tej decyzji, same tego nie potrafimy pojąć, a co dopiero Wy. Chciałyśmy w kwietniu zawiesić tego bloga, ale nie były byśmy wtedy do końca z tego zadowolone . To po prostu nie w naszym stylu zacząć coś, a potem tego odpowiednio nie zakończyć. Więc zdecydowałyśmy się, że powstanie 2 tom Forgiveness or Revenge?. Nie wiemy jeszcze dokładnie kiedy rozpoczniemy nad tym prace, może się tak zdarzyć, że zaczniemy w tym momencie całkiem nowe opowiadanie, i wtedy opowieść o Ivy niestety przeszła by na drugi plan. Nie możemy Wam jak na tą chwilę powiedzieć co będzie dalej. Nie jest to także nasze pożegnanie z Wami, bo w końcu kiedyś wrócimy tutaj, bo z tęsknoty nie wytrzymamy.