wtorek, 29 stycznia 2013

Rozdział X


 Hej, hej wszystkim. Może się powtarzamy, ale jesteście naprawdę kochani. Nie mogłyśmy sobie wymarzyć lepszych czytelników. Wasze wszystkie te ciepłe jak i miłe komentarze, potrafią tak zmotywować człowieka, że trzeba tylko wziąć kartkę i długopis i pisać nowy rozdział. Tym razem całkowicie życie Ivy stanie do góry nogami. Ale o tym już się sami przekonacie w rozdziale. Chciałybyśmy strasznie Wam również podziękować za aż 44 komentarze pod ostatnim wpisem! Obecnie jest to chyba nasz rekord. Mamy też nadzieję, że ten rozdział też Wam się spodoba ;D

   



Music♥ <---- klik





 Nic nie czułam. Nie mogłam nawet myśleć. Tylko moje serce przyśpieszyło. Biło jak szalone.  A ja tylko zaczęłam powoli opadać na dno. Nie miałam nawet siły walczyć, ani się szarpać. Nie wiem nawet kiedy, nagle znalazłam się na powierzchni. Zaczerpnęłam gwałtownie powietrze. Nic do mnie nie docierało. Ktoś, bo w tamtej chwili nie wiedziałam jeszcze kto, wyciągnął mnie z wody chwytając za rękę. Leżałam tylko i oddychałam bardzo szybko.
- Wstań. – powiedział do mnie jakiś mężczyzna. Wstać. Mam wstać? Prawie co się utopiłam, nie czułam nawet kawałka mojego ciała a on mi mówi, że mam wstać.- Albo nie, nie wstawaj.
   Mężczyzna wziął mnie na ręce. Dotarło do mnie, że nawet go nie znam. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądał jakoś dziwnie. Uświadomiłam sobie, że to on mnie musiał gonić. A raczej, że to ja uciekałam przed nim. Nie wiem nawet czemu. Gdy zobaczyłam czarne BMW, ten potworny dzień do mnie powrócił. Więc instynktownie zaczęłam uciekać.
   Nie wiedziałam co robić. Przecież gdyby chciał mnie skrzywdzić, to pozwolił by mi się utopić. A przecież mi pomógł. Jednak i tak mu nie ufałam. Jakiś obcy facet wyciąga mnie z wody i nawet nie wiem czego ode mnie chce.
- Zostaw mnie. – próbowałam się wyszarpać z jego ramion, ale nie miałam szans, ponieważ trzymał mnie mocno. – Zostaw mnie. – powtórzyłam.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię, Ali. – odpowiedział i postawił mnie na ziemi. Nie czułam prawie nóg więc przewróciłam się na ziemię. A może była to reakcja na to, że znał moje prawdziwe imię? 

– Przepraszam. – powiedział. Podniósł mnie jedną ręką, a potem zaczął ściągać kurtkę. Owinął mnie nią i otworzył mi drzwi. Opierałam się. Nie chciałam tam wsiadać, mimo tego, iż znał moje imię. – Zaufaj mi. -  nalegał i zwinnym ruchem wsadził mnie do auta.
- Skąd znasz moje imię? – zapytałam, gdy znalazł się już w aucie.
- Spokojnie. Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Nie musisz się mnie bać. – odparł. Mimo tego bałam się. Może to był podstęp, a on pomógł mi tylko dlatego, że chce wyciągnąć ze mnie jakieś informacje? Nie wiem, co spowodowało, że w tamtej chwili zasnęłam. Akurat w takiej chwili. Po prostu  poczułam tylko, że moje powieki stają się ciężkie. Z całych sił próbowałam nie zasnąć.Walczyłam z tym. Ale i tak przegrałam. 



~*~


   Obudziłam się, a raczej obudził mnie czyjś głos. Nie otwierałam jednak oczu, ani się nie poruszałam. Wnioskowałam jednak, że nadal jest dzień ponieważ promyki słońca padały na moją twarz. Nie były one ciepłe, tak jak latem, ale mimo to było to przyjemne. Skupiłam się na głosie. Mężczyzna znajdował się w tym samym pomieszczeniu co ja i rozmawiał przez telefon. Nie poruszyłam nawet palcem tylko udawałam, że śpię, ponieważ chciałam usłyszeć rozmowę.
- Wiem do jasnej cholery, że to ona. – mówił mężczyzna. Starał się być cicho, więc mówił szeptem, ale wnioskowałam, że jest zdenerwowany na jego rozmówce. – A jak myślisz palancie? – umilkł na chwilę. – Nie mogę tak od razu. Poza tym, ona nie jest tu sama. Kręci się przy niej jakiś dwóch nastolatków. – cisza. O co w tym wszystkim chodziło? – Nie, ale widziałem ich rzeczy... Tak! Bądźcie przygotowani. Zresztą jeszcze was uprzedzę. Muszę kończyć. – zakończył rozmowę.
  Leżałam tam jeszcze jakieś dobre dziesięć minut bez ruchu i myślałam, nad tym co powiedział. Nie wiedziałam kim jest ten mężczyzna, ale bałam się go. Nawet nie wiedziałam gdzie ja jestem. Może chciał mi wyrządzić krzywdę? Przyjechał skończyć ze mną? To było dokładnie to samo BMW. Ale to nie był ten mężczyzna. Może to po prostu zbieg okoliczności?
  Usłyszałam kroki, a potem odgłos zamykanych drzwi.  Zostałam sama. Dla pewności wytrzymałam jeszcze trochę w bezruchu. Otworzyłam oczy, jednak bardzo szybko je zamknęłam, gdyż promienie słoneczne mnie oślepiły. Zakryłam je dłonią i jeszcze raz spróbowałam. Znajdowałam się w moim salonie. Wielki regał, od góry do dołu wypełniony książkami, znajdował się naprzeciwko mnie. Prawie wszystkie książki należały do mojej mamy. Reszta to te, które wygrałam w licznych konkursach i olimpiadach. „Zabić drozda” to była moja ulubiona. Pamiętam jeszcze, jak wieczorami, gdy byłam mała, siadałyśmy z mama przed kominkiem, z kubkami gorącej czekolady. Chciałam, żeby mi czytała. Umiałam sama, ale uwielbiałam barwę jej głosu. Mieszkałyśmy wtedy jeszcze na obrzeżach Cleveland. To był najlepszy dom jaki pamiętam. Zbudowany z drewna z ładnymi białymi okiennicami, oraz werandą, na której siadałyśmy letnimi wieczorami i podziwiałyśmy zachód słońca. Potem przeprowadzałyśmy się jeszcze chyba z dziesięć razy. Nie wiem nawet czemu. Mama mówiła mi zawsze, że nie lubi zostawać w jednym miejscu na stałe, że lubi podróżować. To prawda. Wiele podróżowałyśmy. Do Azji, do Europy,do Afryki. Zwiedziłyśmy wiele miejsc. Miałyśmy mnóstwo pamiątek i zdjęć. Byłam wtedy naprawdę szczęśliwa.
  Gdy miałam 8 lat w końcu zamieszkałyśmy na stałe w Jackson. Mama znalazła dobrą pracę, a ja dobrych znajomych. A szczególnie jednego. Poznałam Daniela w podstawówce, gdy pani kazała mi koło niego usiąść. Od razu się polubiliśmy i siedzieliśmy razem ze sobą aż do liceum. A potem wyjechałam do Madison, do mojej babci i znów tu powróciłam. Moja przeszłość była bardzo bogata. Poznałam wielu wspaniałych ludzi, ale Jackson do końca pozostanie już moim domem.
   Wyrwałam się z zamyślenia i podniosłam. Rozejrzałam się dookoła. Nic się nie zmieniło. Nagle usłyszałam kroki i drzwi salonu się otworzyły. Stał w nich ten sam mężczyzna, który uratował mnie przed utonięciem. Był dobrze zbudowany. Dosyć ciasny, czarny T–shirt opinał jego mięśnie. Do tego miał na sobie jasne dżinsy i sportowe buty. Miał czarne oczy, brązowe włosy i lekki zarost. Nie wyglądał staro. Góra 40 lat.
- Cześć Alison. – powiedział i widocznie czekał na moją odpowiedź, ale nawet nie poruszyłam ustami. – Wiem, że wydaje ci się to dziwne, ale zaraz ci to wszystko wytłumaczę. – powiedział i podszedł do kanapy. Usiadł na brzegu, a ja wycofałam się do drugiego.– Nie musisz się mnie bać. Nie zrobię ci krzywdy. – odparł. – Możesz mi nie uwierzyć, w zasadzie wie, że mi nie uwierzysz. i wyda ci się to dziwne, ale jestem twoim ojcem. 
 Wybuchłam śmiechem. Dobre sobie. Jakiś koleś ratuje mnie przed utonięciem, a teraz mówi mi, że jest moim ojcem. Bardzo śmieszny dowcip.
- Mogę to udowodnić. – powiedział i wyciągnął swój dowód oraz prawo jazdy i wyciągnął rękę w moją stronę. Nie miałam zamiaru mu wierzyć. Wiedziałam, że to musi być podstęp. Chwyciłam dokumenty i przyjrzałam się im. Charles Baston. Zdjęcie tego samego mężczyzny, który siedział przede mną. Ale to nie był mój ojciec. Doskonale to wiedziałam. Mój ojciec nazywał się Benjamin Hack. Mama mi to kiedyś powiedziała. Zanim umarła odbyłyśmy poważną rozmowę.  Powiedziała mi jak się nazywa i że wyjechał do Europy. Nigdy nie chciała go szukać, zresztą ja tak samo. Miałam do niego żal.
  Ale teraz siedziałam przed jakimś mężczyzną, którego widziałam pierwszy raz na oczy. Podawał się za mojego ojca. Gorączkowo myślałam co mam robić. Nie powiedziałam mu, że nie wierzę, ponieważ byłam przerażona. Bałam się, że może mi coś zrobić. Rozejrzałam się po pokoju. W razie potrzeby mogłam nawet z nim włączyć, byle by tylko przeżyć. Zastanawiałam się czy Charlie jest w domu, ale pewnie by do mnie przyszła gdyby wiedziała, ze się obudziłam. Zostało mi tylko jedno.
- Tato? – powiedziałam, głosem łamiącym się ze wzruszenia i rzuciłam mu się w ramiona. Nie mogłam uwierzyć, że ściskam jakiegoś obcego mi mężczyznę. Ale w tamtej chwili musiałam udawać. Chciałam, żeby to był tylko sen.
   Mój „tato” odwzajemnił uścisk. Potem zaczął mnie przepraszać, za to że wyjechał. Powiedział, że to najgorszy błąd jego życia. Prosił żebym mu wybaczyła. Opowiadał, jak bardzo kochał moją mamę, tylko, że się wystraszył tego, że zostanie ojcem. Słuchałam tego z niedowierzaniem. Spytałam jak mnie odnalazł. Powiedział, że od bardzo dawna mnie szuka. Pieprzył coś, że teraz technologia jest tak dobrze rozwinięta, że można zrobić wszystko. Nawet dzieciak by nie uwierzył w jego gadkę. Czego on w ogóle ode mnie chciał? Po co podawał się za mojego ojca? To była bardzo dziwna sytuacja. Powiedziałam, że muszę to sobie przemyśleć. Poprosiłam, żeby zostawił mnie samą.  Miał wykupiony pokój w pobliskim hotelu, więc powiedział, że jutro przyjedzie się ze mną spotkać. Nie miałam najmniejszego zamiaru nawet ponownie na niego patrzeć. Ale udałam wielką radość i pożegnałam się z nim.
   Dopiero co zniknął za frontowymi drzwiami, a ja już stałam przy oknie. Wycofałam się jednak trochę do tyłu, żeby nie spostrzegł, że go obserwuję. Wsiadł do czarnego wozu. Tego samego, którego widziałam w dniu śmierci mojej matki. To nie był zbieg okoliczności. Tego byłam pewna. To by było niemożliwe. Zaczęłam się zastanawiać co mam teraz robić. Dzwonić po policję? I co z tego? Nic nie zdołają mu udowodnić. Zresztą co im powiem? Że jakiś facet podaje się za mojego ojca, a ja podejrzewam, że chce mnie skrzywdzić?  Poza tym, wątpiłam w nich. Gdy ci dwaj mordercy zabili moją matkę, nawet nie zdołali ich złapać. A może to naprawdę jest mój ojciec? Tylko zmienił imię i nazwisko tak jak ja? – biłam się z myślami. Ale ta rozmowa? Czy chciał mi coś zrobić, ale spostrzegł, że Charlie mieszkała ze mną? Czyli pewnie przeszukał mi mieszkanie? Czy powiedzieć Charlie i Danielowi? Może lepiej nie bo może im się stać jakaś krzywda? A może ten facet zamontował jakiś podsłuch w moim domu? 
   Miałam dość wszystkiego. Nie wiedziałam co myśleć. Nie wiedziałam co robić. Nie czułam się bezpieczna, nawet w swoim własnym domu. Nagle spostrzegłam, że jestem, w tym samym podkoszulku i dżinsach, które miałam na sobie, gdy wpadłam do jeziora. Całe się do mnie kleiły. Postanowiłam wziąć prysznic. Ostrożnie, rozglądając się dookoła, poszłam na górę. Otworzyłam łazienkę. Ta sama co wcześniej. Waniliowo – brązowe kafelki doskonale współgrały z tymi białymi na podłodze. W jednym rogu prysznic, a w drugim ogromna wanna. Napełniłam ja gorącą wodą i weszłam. Poczułam jak moje mięśnie się rozkurczają. Oparłam głowę o ręcznik i zamknęłam oczy. Chciałam się obudzić, z tego koszmaru. Zastanawiałam się czemu zawsze to przydarza się mnie? Nie byłam przecież złym człowiekiem. Nigdy nikogo nie skrzywdziłam. Więc czemu względem nie życie było niesprawiedliwe?
  Nagle przypomniałam sobie o Charlie. Może jej coś zrobili, a ja nawet o tym nic nie wiem? Szybko wyszłam z wanny, zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół do kuchni. Dopiero tam przypomniało mi się, że zanim wyszłam spotkać się z Jackiem, powiedziała, że idzie do Dana. Pomyślałam o Jacku. Ciekawe czy jest na mnie zły? Złapałam za komórkę i zadzwoniłam do niego. Chciałam go przeprosić za wszystko. Jednak nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz i następny ale nie usłyszałam jego głosu. Naprawdę nie wiedziałam co robić. Zostałam sama, jakiś obcy facet prawdopodobnie chce mnie zabić, a ja jestem sama.
 Poszłam do salonu. Wyciągnęłam nasze stare zdjęcia. Moje i mamy. Byłyśmy takie szczęśliwe. Mama uśmiechnięta od ucha do ucha, tak samo jak ja. Odłożyłam album i wzięłam do ręki moją ulubioną książkę. Była stara i zniszczona, ponieważ tyle razy czytałyśmy ją razem z mamą. Przewertowałam kartki. Wszystkie były już pożółkłe, a niektóre brudne, z powodu różnych wypadków. Nagle z książki wypadła jakaś kartka i upadła na ziemię. Schyliłam się po nią. Dostrzegłam, że to nie kawałek papieru, tylko koperta. Także była dosyć stara, lecz niezaklejona. Odłożyłam książkę na bok i otworzyłam kopertę. W środku znajdowały się dwa zdjęcia i jakiś list. Popatrzyłam na fotografię.
   Jedna z nich przedstawiała mężczyznę, który ramieniem obejmował kobietę. Tą kobietą była moja mama. A faceta niestety nie kojarzyłam. Był wysoki, szczupły, ale przystojny. Moja mama też była wtedy jeszcze młoda. Może miała tyle lat co ja? Wyglądali na szczęśliwych. Zdjęcie zrobiono na plaży. Spojrzałam na tył fotografii. „ Benjamin Hack i Elizabeth Parker 14. 06. 1993. Barcelona. ”. Nie  mogłam w to uwierzyć. Mój tato i moja mama. Szczęśliwi. Na plaży. Do tego w Barcelonie. Spojrzałam jeszcze raz na mężczyznę. To był mój ojciec. Nic nie rozumiałam, więc popatrzyłam na drugą fotografię.
  Patrząc na te zdjęcie, poczułam, że już nic kompletnie nie rozumiem. Był na mim mężczyzna, który jeszcze przed godziną siedział u mnie w salonie na kanapie. Miał wtedy ze 20 lat?  Może więcej, ale był dużo młodszy niż teraz. Stał przy samochodzie, jakby na coś czekając. W rękach trzymał kluczyki. Mój wzrok przykuł tatuaż, który znajdował się na jego palcu. Ten sam, który miał facet z mojego snu. Wydawało mi się, że zdjęcie zrobiono jakby z ukrycia. Na odwrocie było napisane. „ Charles Baston, 1993, Barcelona.” To samo miejsce, ten sam rok. Co to mogło znaczyć? Z pełną nadzieją, że dowiem się czegoś więcej, zaczęłam czytać list.  

     
 "Droga Alison. 
  Nie wiem czy kiedykolwiek przeczytasz ten list. Jeżeli tak, to nie wiem ile wtedy będziesz miał lat. Może nikt, oprócz mnie, nigdy nie weźmie go do ręki. Nie wiem też czy będę wtedy żyła, czy nie. Chcę, żebyś wiedziała, że kocham Cię najbardziej na świecie i jestem gotowa, zrobić dla Ciebie wszystko. Proszę Cię, jeżeli przeczytasz ten list, nie znienawidź mnie. Wiem, ze wyrządziłam Ci potworną krzywdę i być może mi tego nie wybaczysz, ale chcę, żebyś wiedziała prawdę. Piszę, ponieważ tak jest mi łatwiej. Jestem tchórzem i nie potrafię powiedzieć ci tego, co musisz wiedzieć, prosto w oczy.
 Zacznę może od tego, że opowiem Ci trochę o swoim życiu. Gdy miałam dwadzieścia lat, na wakacjach poznałam przystojnego faceta. Zakochałam się w nim i świata poza nim nie widziałam. Imponowała mi jego siła i stanowczość względem innych ludzi. Ale byłam młoda i głupia. Myślałam, że będzie mnie bronił, i że będę się przy nim czuła bezpieczna. Jednak z czasem zaczął kierować swoją agresję na mnie. Próbowałam się od niego odciąć, ale mi nie pozwalał. Postanowiłam, że wyjadę bez uprzedzenia, powrócę do domu i wszystko się ułoży. Jednak znalazł mnie. Mówił, że nie może przestać o mnie myśleć. Chciał, żebym do niego wróciła. Jednak ja się go bałam. Odmówiłam mu, więc zaczął mi grozić. Powiedziałam, że zadzwonię na policję, jednak uprzedził mnie, że gdy to zrobię zabije mnie, lub kogoś z mojej rodziny. Ali, to jest ten mężczyzna ze zdjęcia, Charles Baston. Uciekłam z rodzinnego domu, w nadziei, że da mi spokój. W Ducan poznałam Twojego prawdziwego ojca. Wszystko układało się dobrze. Myślałam, że będę z nim szczęśliwa. Że razem się zestarzejemy i będziemy mieć dzieci. Jednak nie przewidziałam tego, że Charles znów mnie odnajdzie. Nie chciałam opuszczać Bena, ale bałam się Charles'a. Twój ojciec postanowił, że ucieknie razem ze mną. Wyjechaliśmy do Barcelony. Przez kilka miesięcy byliśmy szczęśliwi. Wtedy zaszłam w ciążę. Sądziłam, że wtedy wszystko zaczyna się układać po mojej myśli. Niestety, Charles przyjechał do Barcelony. Gdy zobaczył, że jestem w ciąży wpadł w szał. Prawie mnie pobił, chciał też zemścić się na Benie. Chciał go zabić, ponieważ dowiedział się, że on jest ojcem dziecka. Na szczęście nie znał go i nawet nie wiedział jak wygląda. Bardzo kochałam Benjamina, ale nie chciałam żeby zginął z rąk Charlesa. Postanowiłam go opuścić. Pewnie pomyślisz, że byłam głupia, że powinnam walczyć. Ale nie potrafiłam. Chciałam zgłosić to wszystko na policję, ale nie wiesz nawet jakie rzeczy mi opowiadał. Mówił, że jeśli to zrobię, nigdy więcej nie zobaczę swojego ukochanego, ani swoich rodziców. Nawet jeśli trafi za kratki, jego koledzy dokończą robotę za niego. Więc, nie miałam wyjścia. Znów wyjechałam, nie zostawiając nawet wiadomości Benjaminowi.
  Uciekałam już wiele razy, próbując zniknąć na dobre. Jednak zawsze mnie odnajdywał. Pamiętasz pewnie sama ile razy zmieniałyśmy miejsce zamieszkania. Robiłam to bo bałam się o siebie, ale najbardziej o Ciebie. W końcu znalazłyśmy szczęście w Jackson. To jest nasz prawdziwy dom. Twój i mój. Jesteś najlepszym co spotkało mnie w życiu.  Nie miej mi za złe tego, co musiałaś przeze mnie wycierpieć. Pewnie zastanawiasz się, czemu nie chciałam odnaleźć Bena po tym jak zamieszkałyśmy już w Jackson. Wiem, że marzysz o życiu w pełnej rodzinie i wiem, że nie mogę  Ci tego zapewnić. Jednak moje życie zawsze było wielką ucieczką i postanowiłam nie narażać więcej nikogo.
  
  Chcę Cię ostrzec przed Charlesem. Jestem pewna, że masz mi teraz za złe, że nigdy ci o tym nie mówiłam. Jednak ja chciałam, żebyś nie musiała tak jak ja codziennie martwić się i bać. Alison, uważaj na tego mężczyznę. Jeżeli kiedykolwiek go spotkasz nie ufaj mu. Przez pewien czas Charles udawał i wmawiał sobie, że to on jest twoim ojcem Kiedy wielokrotnie przed nim uciekałyśmy, jednak on nas znajdywał pytał się mnie: „Jak ma się nasze dziecko, Elizabeth?” To jest chory człowiek. Będę się starała do końca Twoich dni zapewnić Ci bezpieczeństwo, jednak pewnego dnia mnie zabraknie i będziesz musiała radzić sobie sama. Nie wiem, jakich sztuczek będzie próbował. Nie mam nawet pojęcia, czy go kiedykolwiek spotkasz, ale jeśli tak, chcę, żebyś trzymała się na baczności. Pod żadnym pozorem, nie mów mu jak się nazywasz. Nie podawaj swojego adresu ani telefonu. Zdaję sobie sprawę z tego, że naraziłam Cię na niebezpieczeństwo i że pewnie nie chcesz żyć tak jak ja, ale wierz mi, że nic innego nie da się zrobić, tylko uciekać. Na końcu, chcę Ci tylko powiedzieć, że kocham Cie najbardziej na świecie i nie ma ważniejszej osoby od Ciebie. Jeżeli czytasz ten list, a ja nieważne, czy nadal jestem żywa czy martwa, chcę żebyś mi wybaczyła. Jeżeli mnie przy tobie nie ma to przepraszam. Nie chciałam, żeby wszystko się tak potoczyło. Przepraszam.  



Twoja kochając matka "


    Totalna pustka w mojej głowie. O co w tym wszystkim chodzi? Nie miałam już siły dłużej myśleć. Byłam tym wszystkim zmęczona. Okazało się, że tajemniczy mężczyzna, to były facet mojej mamy. Do tego wszystkiego był psychiczny. Chciał mnie zabić? Ale za co? Za to, że istnieje? I jeszcze podawał się za mojego ojca. A mój biologiczny ojciec jest teraz Bóg wie gdzie. Co ja mam do kurwy nędzy z tym wszystkim zrobić? Nie chce uciekać, tak jak moja matka. To wiem na pewno. Poniekąd rozumiałam jej zachowanie. Ale łzy pociekły mi po policzku. Pół swojego życia spędziła martwiąc się i umierając ze strachu, że ktoś chce ją zabić. Nie powiedziała mi o moim prawdziwym ojcu. Cały czas udawała, że wszystko jest w porządku. Wiedziałam, że nigdy nie potrafiła wyrażać swoich uczuć i emocji, oraz nie odbywała ze mną poważniejszych rozmów. Zawsze gdy pytałam o tatę, mówiła, że uciekł do Europy. A sama nie wiedziała tak naprawdę gdzie jest. Byłam jednak pewna tego, że nie będę przed tym uciekać. Mój pseudo tatusiek jeszcze zapłaci za to co zrobił. Nie odpuszczę. Choćbym sama miała zginąć.



















CZYTASZ = KOMENTUJESZ




niedziela, 20 stycznia 2013

Rozdział IX

 Hej, hej wszystkim. Na początek wielkie podziękowania dla Was. Jesteście naprawde świetni! Potraficie tak szybko zmotywować nas - dwóch leniuchów, którym się nic nie chce, do pisania kolejnej części w jeden tydzień ;D Rozdział, jak tam rozdział. W końcu pojawiło się trochę dramatu w życiu Ivy. Nie zawsze przecież będzie happy end. Mamy jednak nadzieję, że nie znawidzicie nas z powodu takiego przebiegu akcji, bo być może niektórym może się to nie spodobać. Dziękujemy również za taką dużą liczbę wyświetleń naszej strony. Nie sądziłyśmy, że kiedykolwiek nasz blog dobije do 4,5 tysiąca. Nie przedłużając juz dłużej zapraszamy wszystkich do czytania ;D







Music♥ <---- klik





 Uwierzyłam Kate. Zrobiłam to. I nadal jej wierzę. Doskonale wie jak to jest znaleźć się w takiej sytuacji jak ja, więc niemożliwe by była zdolna do takiego czynu. Sama na początku, gdy powróciłam do Jackson, byłam pewna, że chcę zemsty na ludziach, którzy odebrali mi matkę. Ale nie starczyło by mi odwagi by zabić kogoś.
 Po zajęciach postanowiłam pogadać w końcu z Jack'iem. Chciałam go złapać po lekcjach. W między czasie opowiedziałam Danielowi i Charlie o mojej rozmowie. Byli szczęśliwi, że wszystko się wyjaśniło. Przeprosiłam ich jeszcze raz za wszystko.
 Na parkingu spostrzegłam chłopaka. Podbiegłam do niego. Miałam nadzieje, że przy okazji podwiezie mnie do domu. Bo nie chciało mi się iść taki kawał, ponieważ moje auto w tym czasie było u mechanika.
- Hej Jack, czekaj. – zawołałam za chłopakiem. Odwrócił się i mnie spostrzegł. Pożegnał się z kolegami i podszedł do mnie.
- Cześć. – powiedział i niespodziewanie dał mi buziaka w policzek, potem złapał mnie za rękę i poprowadził do swojego auta. Byłam zaskoczona. Myślałam, że ten pocałunek na balu był jednorazowy, ponieważ potem nie widziałam go dobry tydzień. – Podwieźć cię? – spytał.
- Mhm. – pokiwałam głową.
- Słuchaj, przepraszam, że od czasu balu się z tobą nie widywałem, ale byłem zajęty. Wiesz, trener daje nam teraz niezły wycisk, bo niedługo gramy półfinały. – powiedział i uśmiechnął się do mnie. Otworzył mi drzwi, bo znaleźliśmy się już przy samochodzie. Obszedł go i usiadł za kierownicą. – Mam nadzieje, że się nie gniewasz. Postaram się to zresztą nadrobić.
- Ja myślę. – odparłam. Zaśmiał się i puścił radio.
- Więc może dzisiaj wyskoczymy na jakąś kolację do restauracji?
- Yyy... a nie możemy po prostu się wybrać do kina i do Mc’ Donalada? – spytałam. Nie bardzo uśmiechało mi się siedzenie w jakiejś restauracji, wystrojona w elegancką sukienkę i obcasy oraz zajadanie żabich udek czy innego świństwa. Wybuchnął śmiechem.
- Jak chcesz, ty zdecyduj. Zresztą domyśliłem się, że raczej odmówisz. Różnisz się zupełnie od innych dziewczyn, Ivy. – powiedział. – Ale właśnie to w tobie lubię.
 Strzeliłam buraka, jak zwykle w takich sytuacjach. Odwróciłam więc głowę i patrzyłam na domy które mijaliśmy. Chciałam sprowadzić temat na śmierć naszych mam, ale nie wiedziałam jak. Nie chciałam urazić chłopaka, ani tym bardziej sprawić, żeby posmutniał, bo humor miał znakomity. Postanowiłam już dłużej nie owijać w bawełnę.
- Jak się poczułeś, gdy dowiedziałeś się o śmierci swojej matki? – zadałam pytanie ni z gruszki ni z pietruszki. To był chyba błąd. – pomyślałam. Uśmiech nagle zniknął z jego twarzy i popatrzył na mnie jakbym zabiła mu bliską osobę. – Przepraszam nie powinnam pytać o takie rzeczy. Po prostu jestem wścibska, wiem. Zapomnij o tym. – chciałam naprawić sytuację. On zatrzymał samochód i stanął na poboczu.
- Czemu akurat takie pytanie?
- Bo ja wiem. Chciałam wiedzieć. Bo w końcu ja też wiem jak to jest i myślałam, że możemy o tym pogadać. – plotłam jakieś głupoty. Kto chciałby rozmawiać o śmierci swojej matki? Chyba tylko ty idiotko. – powiedziałam do siebie w myślach. – To znaczy to kiepski temat na rozmowę i nie odpowiadaj jeśli nie chcesz, zrozumiem, tylko... ja chciałam. – nie wiedziałam jak ma się wytłumaczyć. On tylko patrzył na mnie tak, ze robiło mi się głupio. W końcu przerwał moje męki.
- Myślę, że nikt tego nie zrozumie, jeśli sam tego nie doświadczył. Ty wiesz. – przerwał na chwilę. – Ja nie mogłem w to uwierzyć. Nie chciałem w to wierzyć. Gdy zadzwonił mój ojciec, myślałem że to jakiś głupi żart. Bardzo głupi. Tylko kto żartuje z czyjejś śmierci? Gdy przyjechałem do szpitala i zobaczyłem jej ciało, to cały zdrętwiałem. Ktoś coś do mnie mówił, ale nie wiem nawet już co. Nie słyszałam. Po prostu odciąłem się od świata. Nie mogłem nawet myśleć. Pragnąłem się tylko obudzić. Za jakiś tydzień dopiero to do mnie dotarło. Chciałem cofnąć czas i powiedzieć jej jak bardzo ją kocham i przeprosić za wszystko. Niestety było już za późno. – powiedział i spojrzał na mnie. To chyba były najsmutniejsze oczy jakie widziałam. – Teraz staram się tym nie zadręczać, bo to nic nie daje. Pamiętam jednak o mamie, bo myślę że to ważne. Rodzina jest najważniejsza. Zanim ona umarła nie doceniałem tego co mam. Większość z nas tak robi. Dopiero po jej śmierci zobaczyłem, co straciłem. A to było najgorsze co mnie w życiu spotkało i co mnie spotka, tego jestem pewien. Mam tylko nadzieje, że jest szczęśliwa, gdziekolwiek się teraz znajduje. – powiedział. – Dlatego kocham swojego ojca, mimo jego wielu wad. Moją siostrę tak samo. Pewnie myślisz, że ona jest zła i cała zepsuta. Ale gdyby nie ona to nie wiem jak bym przeżył tamten okres. – odparł.  
Miałam łzy w oczach. Znalazłam osobę, która doskonale wie, co się czuje w takim momencie. Jack spojrzał na mnie i objął mnie ramieniem. Nic nie musiałam mówić, bo wiedział, że powiedziałabym to samo.


~*~


 Umówiłam się z Jackiem na osiemnastą. Miał po mnie podjechać. Zastanawiałam się przez całe popołudnie czy wyznać mu, że tak naprawdę nazywam się Alison. Chciałam opowiedzieć mu o tym jak zginęła moja matka. Gdy spotkaliśmy się na cmentarzu powiedziałam mu, że zginęła wypadku samochodowym. Nie widziałam jak zareaguje. Czy będzie miał mi to za złe?
 O 18 wyszłam z mieszkania i stanęłam na podjeździe i czekałam na Jack'a. Było zimno. Stałam w ogromnej zaspie śniegu. Zbliżały się mikołajki i rozmyślałam nad tym co kupić moim bliskim. Po ostatnim tragicznym wypadzie nie miałam ochoty wybierać się gdzieś dalej niż tylko do szkoły. Kino to co innego. Zresztą chciałam spędzić trochę czasu z Jackiem. Niestety się spóźniał. Jak zwykle. – pomyślałam. Spojrzałam w dal. Po drugiej stronie szedł, a raczej zataczał się jakiś menel. Wołał do mnie coś w stylu: „Postawisz mi piwo maleńka?”. Świetnie. Ja to mam szczęście. W końcu samochód zaparkował przed moim domem właśnie wtedy, gdy ów menel był już niebezpiecznie blisko.
- Ładnie wyglądasz. – przywitał mnie Jack. Zresztą nieważne co bym ubrała, powiedziałby to samo.
- Dziękuję.  – odparłam. – To na jaki film idziemy? – zapytałam.
- Myślałem, że skoro komedie romantyczne to nie twoja bajka to pójdziemy na jakiś horror?
- Pewnie. Byle jakiś dobry. – dodałam i uśmiechnęłam się. Oglądałam już tyle horrorów i żaden nie zrobił na mnie większego wrażenia. Wszystkie raczej mnie rozbawiały.
 Film okazał się jednak beznadziejny. I gdyby nie to, że główną rolę grał Brad Pitt to wyszłabym zaraz po tym, jak jakaś pseudo Samara wyskoczyła z telewizora. Jack też jakoś specjalnie się nie przejął sceną, w której  główna bohaterka zostaje pożarta przez zombie. Wymienił ze mną tylko uśmiech i oglądał dalej. Potem, jak zaplanowaliśmy, poszliśmy do Mc’Donalda. Przysięgam, że gdybym mogła zamieszkałabym w jednym z takich lokali. Uwielbiam takie jedzenie.
- Jejku, ale ty masz spust dziewczyno. – powiedział Jack, gdy sięgałam po trzecią porcję frytek. Rozbawił mnie tym. Sam zresztą pochłaniał chyba pięć hamburgera. – Jak to robisz, że tyle jesz, a wcale nie tyjesz.? Nie masz jakiejś diety?
Wybuchnęłam śmiechem. Ja i dieta - dobre. Nie wytrzymałabym nawet dnia. Poza tym, nie musiałam jakoś specjalnie uważać co zjadam bo zawsze byłam szczupła.
- Takim się trzeba urodzić. – odpowiedziałam.
Myślałam cały czas czy powiedzieć mu prawdę. Postanowiłam mu jednak zadać pytanie.
- Podobał ci się kiedyś jakaś dziewczyna? Oczywiście oprócz mnie, oczywiście. – powiedziałam co go rozbawiło.
- Tak bardzo cię to interesuje?
- Po prostu jestem ciekawa. Mów. – ponagliłam go.
- Nie powiem ci. Chyba żadna dziewczyna nie chciałby, aby na randce chłopak mówił jej, że jakaś inna mu się podoba, albo podobała.
- No weź. Powiedz, proszę. Obiecuję, że o nic nie będę pytać. Tylko zdradź jej imię. Albo imiona. – dodałam. Nie orientowałam się, czy Jack miał już dziewczynę, czy nie. Ale w to wątpiłam bo wszystkie dziewczyny w szkole za nim szalały.
- W zasadzie kiedyś jedna naprawdę mi się podobała.
- Imię i nazwisko. – zażądałam.
- Alison Parker.
Że co? Zatkało mnie. Przecież to byłam ja. Myślałam że padne tam. Jack nigdy nie okazywał, że mnie lubi. W zasadzie wcale go nie znałam. Oczywiście, czasami wymienialiśmy jakieś zdania, gdy akurat nauczycielka posadziła nas razem na zajęciach świetlicowych, ale wtedy zazwyczaj wypalałam z jakimś głupim tekstem, bo byłam zdenerwowana. A on tylko się głupio uśmiechał.
- Która to? – spytałam.
- Już to nie chodzi. Ze 3 lata temu wyprowadziła się z Jackson. – odpowiedział. – Ale nie żebym za nią szalał. – powiedział pewnie tylko dlatego, żeby mi się nie zrobiło głupio.
- A powiedziałeś jej kiedyś, że ci się podoba? – drążyłam temat.
- Nie. - odpowiedział stanowczo.
- Czemu?
- Stop. – przerwał rozbawiony. – Miałaś o nic nie pytać. Było - minęło. I tak jej nie znałaś.
Nie byłabym taka pewna. Znam ją lepiej niż ktokolwiek. – pomyślałam.
- Okej. Już o nic nie pytam. – zakończyłam temat.
 Rozmawialiśmy jeszcze trochę o sporcie i książkach, a potem odwiózł mnie do domu. Na koniec obdarzył mnie takim pocałunkiem, że aż zakręciło mi się w głowie i odjechał.


~*~


 Następnego dnia byłam we wspaniałym humorze. Pewnie dlatego, że była sobota. Pojechałam z Charlie do miasta i kupiłyśmy kilka upominków na zbliżające się mikołajki. Zastanawiałam się co dać Jackowi. W końcu natrafiłam na idealny prezent dla niego. Była to najnowsza płyta, jego ulubionej kapeli. Byłam pewna, że będzie zachwycony.  Wracając wstąpiłyśmy do kawiarni i kupiłyśmy sobie pyszne ciastka i kawę. Jak zwykle Char zjadła prawie wszystkie.
 Dostałam SMS'a od Jacka. Chciał, żebym spotkała się z nim w parku, o ile można nazwać tak kawałek terenu, porośniętego drzewami w przypadku Jackson. Wróciłam więc do domu, przebrałam się i wychodząc postanowiłam dać mu prezent jeszcze tego dnia. Zapakowałam więc album w ozdobny papier i udałam się w stronę parku.
 Rozpoznałam go z daleka. Nie mogłam się powstrzymać i rzuciłam się mu w ramiona.Ale w ostatniej chwili ujrzałam jego twarz. Był jakiś taki obojętny i oschły. Nie odwzajemnił mojego uścisku. Więc cofnęłam się o parę kroków i spojrzałam na niego.
- O co chodzi? – spytałam zaniepokojona. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.
- Czemu mi nie powiedziałaś? – odpowiedział pytaniem. Ton głosu miał spokojny. Nie wiedziałam jednak o co mu chodzi. O czym mu nie powiedziałam?
- Możesz trochę jaśniej?
- Czemu nie powiedziałaś mi, że jesteś Alison?
Prawie się  przewróciłam. Skąd mógł to wiedzieć? A raczej od kogo mógł się tego dowiedzieć. Daniel i Charlie odpadali na dzień dobry. Więc została tylko jedna osoba.
- Kate ci powiedziała? – zapytałam.
- Tak. I jestem jej za to ogromnie wdzięczny. Ale czemu nie powiedziałaś mi tego od razu? Myślisz, że to było zabawne, jak wczoraj mnie pytałaś czy podobał mi się jakaś dziewczyna? I dlaczego nie powiedziałaś, że twoja matka zginęła bo ktoś ją zastrzelił!- krzyknął. – I to, że twoja mama była lekarzem mojej? Dlaczego do jasnej cholery tego nie powiedziałaś?! – przerwał na chwilę, ale był wkurzony. – I do tego wszystkiego podejrzewałaś, że to Kate stoi za zabójstwem twojej mamy.
 Teraz to ja się wkurzyłam. I na Jack'a i na Katherine . Na nią, bo wszystko mu wypaplała. Zresztą mogłam się spodziewać, że tak będzie. A na niego, że nie potrafi tego zrozumieć. Miałam tak zwyczajnie wczoraj przy hamburgerze powiedzieć - „To ja jestem tą dziewczyną, która kiedyś ci się podobała. Tak, to ja. Moja mama zginęła bo zastrzelili ją jacyś pieprzeni bandyci, ale ja podejrzewam, że temu wszystkiemu winna jest twoja siostra. To straszna suka. A do tego twoja mama była pacjentką mojej mamy i umarła dlatego, bo nie wykryła u niej raka.”
 Miałam wrażenie, że tak jak Kate pomyśli, że to przez nią jego mama zginęła. Zrobiło mi się naprawdę przykro. Łzy pociekły mi po policzku.
- Myślisz, że to takie łatwe? – zapytałam, łamiącym się głosem.
- A co w tym trudnego?! – krzyknął ponownie. Nie wytrzymałam i wymierzyłam mu siarczysty policzek. Tego się nie spodziewał. Biłam równie mocno jak chłopak, więc po sekundzie jego twarz zrobiła się czerwona. Nie miałam ochoty więcej z nim rozmawiać. Rzuciłam mu tę cholerną płytę pod nogi, odwróciłam się w drugą stronę i odeszłam. Nie zatrzymał mnie. Zawsze myślałam, że jest inny od reszty. Myślałam, że on to wszystko jakoś zrozumie. Ale jak widać, myliłam się co do niego. Po chwili zaczęłam biec przed siebie. Łzy spływały mi mimowolnie po policzkach. Zdyszana, zatrzymałam się w miejscu. Spoglądnęłam jeszcze ostatni raz za siebie. Jego dalej nie było. W tej właśnie chwili uświadomiłam sobie, że jedna, jedyna drobnostka potrafiła to wszystko zniszczyć co nas łączyło. Czy tak właśnie wygląda ta cała "miłość"?


~*~



 Następny tydzień był dla mnie jednym słowem koszmarny. Śmiało mogłabym go porównać do tego okresu czasu, kiedy moja matka odeszła z tego świata. Pomimo, że tym razem nie straciłam do końca bliskiej mi osoby, dalej czuję tę pustkę w moim sercu. Nie wiem nawet czy kiedy kolwiek z Jackiem będą mnie jeszcze wiązać stosunki większe od znajomych czy kumpli ze szkoły. Jednak chce to zmienić, chce dalej być z nim. Nie poddam się pod żadnym względem. Niech Kate sobie teraz nie myśli, że wygra ze mną tą wojną. To właśnie przez nią cała sytucja nabrała takiego obrazu.
 Nie zamierzałam i dzisiaj opuszczać mojego ukochanego łóżka. Przez cały tydzień, chociaż przez jeden dzień nie zagościłam moją obecnością w szkole. Nie chciałam po prostu go widzieć, a może bardziej nie chciałam aby nasze oczy się spotkała. Bo zapewne łzy poleciały by mi strumieniem na jego widok. Wystarczy już przecież, że nie przespałam dobre trzy noce z jego powodu.
 Jednak i tak jak zawsze, mogłam liczyć na wsparcie jak i pomoc moich przyjaciół. Charlie i Daniel spisali się na medal w kategori poprawienia mi humoru. Naprawdę nie wiem, czy bez nich poradziłabym wyjść sama z tego dołka.
 Moje przemyślenia przerwał mi dzwięk telefonu. Zapewne kolejny SMS od koleżanek z klasy - pomyślałam. Jednak tym razem się myliłam, była to wiadomość od nikogo innego niż Jaka. Chciał się spotkać, a zapewne oddać mi tą płytę co mu wtedy dałam, a raczej rzuciłam pod nogi. A może jednak jest jakaś mała nadzieja, że mi to wybaczy i wszystko spróbuje zrozumieć? Nie, stanowczo nie! Na pewno tak się nie stanie. Nie moge liczyć, że tak po prostu zawsze wszystko musi się kończyć dobrze w moim życiu. Nie mogę daleć mieć takich optymistycznych poglądów jak dotąd.
 Nasze spotkanie miało mieć miejsce przy budynku ratuszu. Jednak dalej nie wiedziałam czy mam na nie iść. Nie wiem czy nie rozklęję się do końca, jak zobaczę te jego błękitne oczy.


~*~


 Droga była bez końca. Nie wiem sama, dlaczego zgodziłam się tam iść do niego. Może miałam jeszcze maleńką nadzieję, że wszystko będzie tak jak przedtem? Zapewne tą myślą musiałam się wtedy pokierować. 
 Wybiła godzina piętnasta po południu. Znowu się spóźnia - pomyślałam. Mijały kolejne minuty, a Jack'a dalej nie było. Śnieg zaczął co raz silniej i mocniej padać. Nagle usłyszałam pisk opon. Odwróciłam się i ujrzałam prawie identyczne auto jak za dnia śmierci mojej matki. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności - pomyślałam. Z pojazdu wyłoniły się tylko kontury mężczyzny, ze strachu zaczęłam biec. Nie wiem kto to był, czy też chciał coś ode mnie. Ale to nie mógł być przypadek. 
 Niedaleko ratuszu, znajdował się las, który znam już prawie na pamięć. Z zamkniętymi oczami wiedziałam gdzie znajduję się każda jedna ścieżka czy rowek. Kątem oka spostrzegłam, że mężczyzna mnie goni. A to nie mogło nic dobrego oznaczać. Słyszałam krzyki za siebie "Czekaj! Nie uciekaj przede mną!". Jednak nie chciałam się zatrzymywać. W końcu dotarłam do wielkiego stawu, znajdującego się w sercu lasu. Był pokryty grubą warstwą lodu, tak mi się jednak tylko wydawało. Lecz w tamtym momencie nie miałam innego wyjścia, musiałam się przedostać na drugą stronę. To był mój cel. 
 Pierwszą nogę zaczęłam wstawiać w kierunku lodu, gdy usłyszałam donośny głos mężczyzn : 
-Czekaj! Nie rób tego! - krzyknął. Po jego głosie dało się wywnioskować, że ma około trzydziestu ośmiu lat. Jednak nie miałam odwagi odwrócić się i popatrzeć mu w oczy, Bałam się, że po mógły być ten sam typek ze mojego snu. Kontynuowałam więc. W mgnieniu oka znalazłam się prawie na środku stawu. Jednak do moich uszu dobiegał dźwięk pękającego pode mną lodu. Temperatura cieczy nie wynosiła nawet powyżej zera stopni celsjusza. Woda powoli zaczęła dostawać się do moich płuc. Przed oczami miałam tylko jedną wielką mgłę.   























CZYTASZ = KOMENTUJESZ




piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział VIII



 Hej, hej wszystkim. Jest to nasza pierwsza notka z 2013 roku, i te życzenia mogą byc trochę, a nawet bardzo spóźnione, ale chciałybyśmy Wam wszystkim i tak życzyć wszystkiego najlepszego w tym nowym roku, aby spełniły Wam się wszystkie, nawet te najskrytsze marzenia, aby w każdy dzień na Waszej twarzy gościł uśmiech. I oczywiście dla wszystkich blogowiczek dużo, dużo dobrej weny na cały rok. Abyście dalej prowadziły takie świetne blogi, jak dotychczas ;D
 Kolejną sprawą będzie ten oto nowy rozdział. Z góry bardzo Was przepraszamy, że dopiero teraz się on ukazał. Tak naprawdę ten rozdział będzie takim wyjaśnieniem całej dotychczasowej akcji. Nie jesteśmy również aż tak z niego zadowolone, jednak mamy nadzieję, że choć niektórym z Was się on spodoba. Chciałyśmy również bardzo gorąco podziękować za 27 komentarzy pod ostatnim wpisem! Znalazło się tam parę spamów, ale i tak bardzo Wam dziękujemy za te wszystkie opinie. Jesteśmy naprawdę szczęśliwe, że komuś spodobała się nasza historia ;)
 W następnym wpisie, który prawdopodobnie pojawi się w poniedziałek, postaramy się odpowiedzieć na wszystkie pytania z Liebster Award. Bardzo serdecznie chciałybyśmy oczywiście podziękować za te nominacje. Nie spodziewałyśmy się tego ;D








Music♥ <---- klik






Wróciwszy do domu, zastałam w drzwiach Charlie. Po jej twarzy mogłam wywnioskować, że naprawdę miło musiała spędzić ten dzień  z Danielem. Jednak mi w ogóle nie było w tym momencie do śmiechu. Nie wiedziałam o czym tak właściwie mam teraz myśleć. Czy o mojej matce? Czy o Kate, która ją prawdopodobnie zabiła? Czy może o Jaku? Dalej jest mi wstyd, że nigdy nie przyszło mi do myśli, żeby porozmawiać z nim o jego mamie.
- Hej Ivy. – przywitała mnie Charlie – Szybko wróciłaś. Myślałam, że spędzisz w Madison cały dzień, bo znając cię, wiem, że lu... – przerwała nagle. Dopiero teraz zobaczyła, jak wyglądam. – Coś się stało? – spytała i podeszła do mnie.
- I tak, i nie. – odpowiedziałam i przytuliłam się do niej.  Byłam wdzięczna, że nie zadała mi więcej żadnych pytań. Powiedziała tylko, żebym się teraz lepiej położyła, a potem najwyżej pogadamy. Wiedziała zresztą, że nie nadaje się w takim stanie do rozmowy.
 Poszłam do swojego pokoju. Ściągnęłam ubranie i weszłam pod gorący prysznic. Stałam tam tak dobrą z godzinę, czekając aż wreszcie poczuje moje obolałe nogi, które zamarzły mi na kość. Ubrałam na siebie spodenki, luźny t–shirt  i położyłam się spać.
 Śniła mi się dzisiaj moja mama. Uśmiechnięta i piękna jak zawsze. Siedziałyśmy w tamtej chwili na werandzie naszego starego domu i grałyśmy w scrable. Nagle, na naszym podjeździe zaparkował samochód. Siedział w nim mężczyzna, lecz nie mogłam dojrzeć jego twarzy, ponieważ dzieliła nas zbyt duża odległość.
- Ivy, idź przywitać tatę. – powiedziała mama, ale zupełnie innym głosem niż ten, który dotychczas pamiętałam. Spojrzałam na nią, a potem znowu na mężczyznę, który właśnie wychodził z auta. Już miałam zobaczyć jego twarz, gdy niespodziewanie, wokół mnie zaczęła napływać mgła. Zrobiło się całkiem biało, a potem znalazłam się przed martwym ciałem mojej matki. Leżała na chodniku, wśród kałuży wypełnioną jej krwią. Zobaczyłam dwóch zabójców wsiadających szybko do swojego samochodu. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. A raczej krzyczałam, lecz nikt mnie nie słyszał. Spostrzegłam tylko jakąś osobę biegnącą w przeciwną stronę, potem spojrzałam w martwe oczy mamy i raptownie się obudziłam.
 Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 18:00. Uświadomiłam sobie, że musiałam przespać prawie cały dzień. Wstałam, ubrałam ciepłą bluzę i zeszłam na dół. W salonie nikogo nie było, ale usłyszałam głosy dochodzące z kuchni. Charlie i Dan siedzieli już przy stole.
- Nie patrzcie na mnie tak, jak na osobę którą uciekła z wariatkowa. – powiedziałam.
- Ivy co się dzieje? – spytał Dan. – Wiesz, że nam możesz wszystko powiedzieć. – dodał.
- Wiemp przecież. – odparłam i usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem. – Pomyślicie pewnie, że zwariowałam, ale i tak muszę wam to powiedzieć.
 Zaczęłam więc im opowiadać wszystko od początku. O tych dziwnym słowach Kate, o moim koszmarze - jednym jak i drugim, o wypadku i o starszym mężczyźnie, którego spotkałam w lesie. Nie mogli uwierzyć, że to dziadek Kate i Jack'a, tak samo jak ja z początku. Na końcu powiedziałam o tym, że podejrzewam, że to siostra Jack'a zabiła moją matkę, a raczej wynajęła do tego ludzi i o tym, że jej rodzina też ma spore problemy. Patrzyli na mnie jak na wariatkę. Wymienili spojrzenia, a potem Daniel zwrócił się do mnie:
- Naprawdę sądzisz, że tak młoda dziewczyna jest zdolna do takiego czynu? Myślisz, że mogła by to zrobić? – spytał takim głosem, jakby zwracał się do dziecka.
- Wiedziałam, że pomyślicie, że mi odbiło.- wypaliłam.
- To nie tak Ivy. – powiedziała Charlie. – Myślę po prostu, że te wszystkie rzeczy zdarzyły się przypadkowo. Spójrz – miałaś wypadek, mogłaś się trochę przestraszyć, doznać szoku i... – przerwała, bo nie wiedziała jak ma mi to wytłumaczyć.
- ...ubzdurać sobie to wszystko. – skończyłam za nią. – Wy nic nie rozumiecie! – krzyknęłam i wstałam od stołu. - Nie widzicie tego? Przecież jej matka była pacjentką mojej matki. Umarła, ponieważ nie wykryto u niej raka. A to wszystko przez moją mamę, bo go nie wykryła! A za jakiś tydzień ginie z rąk dwóch bandytów. Zostaw mnie! – wydarłam się na Daniela, który próbował mnie złapać za rękę. Byłam wciekła. – A może powiecie mi, że to zwykły zbieg okoliczności? Albo, że zwariowałam? Może po prostu sobie to wszystko wymyśliłam? – łzy zaczęły strumieniami spływać mi po twarzy.  – Błagam, uwierzcie mi. Przecież ta suka to zła osoba. Wiem, ze byłaby do tego zdolna. Wiem, że zabiłaby moją matkę tylko po to by się zemścić. Wiem to... – dalej już nie mogłam. Rozpłakałam się na dobre. Daniel podszedł do mnie i przytulił mnie z całej siły. Stał tak długo, aż wypłakałam się do końca. Potem wziął mnie na ręce i zaniósł do salonu. Położył na kanapie, przykrył i wyszedł bez słowa. Byłam tak zmęczona, mimo tego, że przed chwilą wstałam. Chciałam to wszystko jeszcze raz przemyśleć. Walczyłam ze znużeniem, ale w końcu dałam za wygraną i usnęłam.



*****



 Rano obudziła mnie Charlie. Spytała czy zamierzam iść dzisiaj do szkoły. Nie miałam na to najmniejszej ochoty, lecz chciałam się spotkać z Jackiem, porozmawiać choć przez moment z nim. Spytać, czy rzeczywiście jego siostra jest zdolna do takiego czynu. On jako jedyny zna ją wystarczająco dobrze. Miałam wielką nadzieję, że powie mi co zrobić. Tak w głębi duszy, wierzyłam, że to pomyłka, albo tylko zwyczajny zbieg okoliczności.
- Przepraszam Char, – zwróciłam się do dziewczyny. – za mój wczorajszy wybuch. Może rzeczywiście macie rację. Nie sądzę, że Kate to zrobiła. Tylko byłam trochę zdenerwowana i w lekkim szoku. Mam nadzieję, że jest jakieś inne wyjaśnienie dla tej całej sprawy.
- Ja też przepraszam. Nie wiem jak to jest znaleźć się w takiej sytuacji, więc nie wiedziałam co ci mam właściwie powiedzieć. Tak naprawdę też myślę, że ona nie zabiła twojej mamy. Sądzę, że po prostu wie, że to ty jesteś, a raczej byłaś Ali i próbuję cię jakoś zgnębić. Ale pamiętaj, że zawsze masz nas. Jeśli chcesz to mogę porozmawiać z Kate i jakoś to wyjaśnić.
- Nie, muszę sama to zrobić, ale dziękuję. – powiedziałam i przytuliłam się do niej. Naprawdę byłam szczęśliwa, że posiadam takich przyjaciół. Nawet w takiej chwili potrafią mnie choć trochę podnieść na duchu.
 Potem szybko wyciągnęłam z szafy ubrania do szkoły, poszłam wziąć szybki prysznic. Zjadłam śniadanie i wczeście wyszłam. Powiedziałam Char, że chce porozmawiać z Jack'iem. Miałam nadzieję, że znajdę go trochę wcześniej w szkole, bo rano chłopcy mieli treningi.
 Niestety, nie znalazłam go wśród grupy facetów, którzy spoceni, wychodzili z sali gimnastycznej. Spytałam jednego z nich czy nie wie gdzie jest Jack. Odpowiedział, że chłopak nie przyszedł dzisiaj na trening, ale będzie w szkole. Podziękowałam mu i poszłam na pierwsza lekcję, która dłużyła się w nieskończoność. Gdy w końcu doczekałam się upragnionego dzwonka, wybiegłam pierwsza z klasy. Poszłam pod salę, w której skończyła się właśnie lekcja angielskiego. Stał tam. Ale oczywiście nie sam. Kate, która trzymała go zawsze blisko siebie, też tam była. Czasami zastanawiałam się czemu tak bardzo o niego zabiega? Zawsze gdy go widziała, uśmiechała się od ucha do ucha. Spojrzałam na nią. Niby zwykła dziewczyna. No właśnie - niby. Oczywiście oprócz tego, że była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, miała sporo forsy i była przewodniczącą szkoły, a do tego jej obecność była obowiązkowa na wielu spotkaniach i zgromadzeniach.. Gdybym jej nie znała, powiedziałabym, że to niemożliwe, żeby wyrządziła komuś większą krzywdę. Tak długo o tym myślałam, że powoli przekonywałam samą siebie, że to nie ona była odpowiedzialna za śmierć mojej mamy.
 Ale nie byłam pewna, więc postanowiłam porozmawaić z Jack'iem. Chociaż od czasu balu nawet nie zamieniłam z nim słowa, to nadal czułam, że i tak mu na mnie zależy. Jednak chciałam prosić go o rozmowę, gdy stał otoczony wianuszkiem jego paczki.
 Przygotowałam się wiec na następną przerwę, ale Kate, jakby się do niego uczepiła i nie opuszczała go na krok. Nawet nie próbowałam podejść, bo wiedziałam, że zakończy się to klęską. Zostałabym tylko wyśmiana, a Katherine i tak by mi nie pozwoliła z nim porozmawiać. Podczas kolejnych dwóch przerw było to samo. Tylko podczas nich, Kate zauważyła, że zerkam w ich stronę i czaję się za rogiem. Myślałam, że może w końcu uda mi się podczas lunchu w stołówce. Oczywiście moje nadzieje legły w gruzach. Rodzeństwo jakby magnesy nie opuszczali siebie na krok. A raczej Kate go nie opuszczała. W końcu postanowiłam odpuścić i w końcu odeszłam od stolika.
 Poszłam do toalety, by umyć swoje ręce. Gdy pochylałam się nad umywalką ktoś wszedł do łazienki. Usłyszłam tylko stukanie obcasów o posadzkę i ujrzłam Kate. W zasadzie to nie miałam w planach z nią rozmawiać, ale stwierdziłam, że to może nawet lepiej. Po co szukać źródeł, z których mogłabym się coś dowiedzieć, skoro mogę z nią prozmawaić w cztery oczy.
- Wiem, co próbujesz zrobić, ale nawet nie próbuj. – powiedziała od razu. Pewnie miała na myśli, moje próby porozmawiania z Jack'iem.
- A ja wiem co zrobiłaś i nie zamierzam tego tak zostawić. – odpowiedziałm ze złością. Chciałam zobaczyć jak dziewczyna na to zareaguje.
- Pff.. niby co masz na myśli dziewczynko?
- Nie udawaj, że nie wiesz. Lepiej się przyznaj. No chyba, że chcesz abym pobiegła do twojej mamusi. – ostatnie zdanie zaakcentowałam tak, że musiała zrozumieć co mam na myśli. Przypomniała sobie zapewne swoje własne słowa, które wypowiedziała, gdy śledziłam Charlie i Daniela. Z jej twarzy znikł już jej podły uśmieszek. Zastanawiała się przez chwilę nad czymś.
- Myslisz, że jesteś taka mądra, a właściwie to gówno wiesz.
- Tak? – spytałam. – To mnie oświeć. – zaproponowałam. – Tylko nie wciskaj mi kitów, że nie chciałaś, albo to był tylko przypadek. – próbowałam zmusić ją do mówienia, prowokując ją.
- Słuchaj, bo nie będę dwa razy powtarzać. – powiedziała. – Obie wiemy, że nie przepadamy za swoim towarzystwem. Od początku wiedziałam, że to ty, Alison, czy jak ty tam się naprawdę nazywasz. Zauważyłam od razu, że kleisz się do Jack'a. Ale zrozum, nie należysz do tej samej ligi co ja czy on. Różnisz się od nas i to o dużo. – przerwała na chwilę, jakby myślała, że coś odpowiem. Ale nie reagowałam na jej gadkę, bo chciałam by mówiła dalej. – Wiesz chyba najlepiej, że nienawidzę, gdy ktoś wpieprza się w moje życie, jak i życie moich bliskich. Myślisz zapewne, że zabiłam twoją matkę? – spytała ni stąd ni z owąd. Aż mnie zatkało. – No mów.
- Nie... wiem. – odparłam. – Na początku myślałam, że to ty. W zasadzie nadal tak myślę... to znaczy... nie wiem. A zrobiłaś to czy nie?!- krzyknęłam bo chciałam po prostu znać odpowiedź.
- Widzisz, ja też straciłam matkę. I to w zasadzie przez twoją.. Nie przerwywaj mi! – uprzedziła mnie, bo chciałam jej wygrnąć wszystko. – Chyba chcesz znać prawdę, nie? No więc, wiesz, że moja mama umarła na raka. Nie wykryli go, a twoja mama była jej lekarzem. Pewnie myślisz, że to ja potem nakierowałam tych bandytów na nią? Ale to nie byłam ja. – odparła. – Dobrz znam ten bół tak samo jak ty. I ty wiesz, i ja wiem, że nienawidzimy takich ludzi. Ale nie jestem jakimś mordercą i sama nie chciałbym znów przez to przechodzić i nie dałabym rady kogoś na to skazać. Więc odpowiedź brzmi - nie, nie zabiłam twojej matki. Możesz mi wierzyć albo nie, ale taka jest prawda.
  Uwierzyłam jej. Dziwne, ale naprawdę jej uwierzyłam. Nie miałam powodów żeby jej nie wierzyć. Czasami tak jest, że nia mamy żadnych dowodów, lecz mimo to wierzymy.
- A te moje gadki to były tylko żarty. Ale w końcu się mi znudziły. Chciałam, żebyś się oddaliła od Jacka. Pomyślałam, że gdy dowiesz się, że to ja, to może przestaniesz w końcu zadawać się z moim bratem. Ale ty jeszcze bardziej chciałaś się do niego zbliżyć. Więc postanowiłam ci powiedzieć prawdę, bo widziałm, że cierpisz tak samo jak ja i może gdy teraz wyświadczyłam ci przysługę o znikniesz z mojego życia.
- Więc to naprawdę były tylko głupie żarty, a ty nie masz nic wspólnego ze śmiercią mojej mamy?  - spytałam.
- Mniej więcej, można to tak powiedzieć. – odpowiedziała. – Ale mimo tego, że ci to powiedziałam to nadal cię nienawidzę. I nadal chcę żebyś odwaliła się w końcu od mojego brata. Ale nie zabiłam twojej matki. – dodała.
Kamień spadł mi z serca, gdy dowiedziałm się, że to jednak nie ona. Wierzyłam jej tylko datego, bo wiedziała jak to jest znaleść się w mojej sytuacji. Mimo tego miałam do niej żal. Za to, że kpiła ze mnie i zrobiła mi te wszystkie świństwa. Dowiedziałam się że to ona, lecz  nadal nie wiedziałam kto zabił moją matkę. A chciałam wiedzieć.
- W  takim razie, kto to zrobił? – zapytałam.




















CZYTASZ = KOMENTUJESZ