środa, 17 października 2012

Rozdział I



   Obudziłam się o 6:30. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że zapowiada się bardzo słoneczny i ciepły dzień. Było jeszcze za wcześnie żebym wstawała, więc założyłam słuchawki i zamknęłam oczy.  Dziś czekał mnie okropny sprawdzian z chemii, więc muzyka mnie zrelaksowała. Tak na marginesie od zawsze  nienawidzę chemii. Nie dość że nie rozumiem z niej nic to mam wrażenie że nauczycielka jest wobec mnie niesprawiedliwa.
   Gdy na zegarku wybiła 7:00  postanowiłam w końcu odłożyć MP3 i udałam się do łazienki. Spojrzałam w lustro, lecz nic się nie zmieniło. Ta sama twarz. Te same szmaragdowe oczy, długie blond włosy i wystające kości policzkowe. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i ujrzałam dołki w policzkach. Miałam je po mamie. No właśnie... mama. Była jedyną osobą z którą mogłam porozmawiać na wszystkie tematy.
  Wiedziałam, że zawsze mogłam na nią liczyć. Ojciec zostawił ją gdy dowiedział się że jest w ciąży. Zaraz po tym gdy przyszłam na świat wyjechał do Europy żeby uciec od obowiązków.  Szczerze nienawidzę go z tego powodu.  Nawet nie wiem czy jeszcze żyje.
  Po wyszorowaniu zębów oraz krótkim prysznicu poszłam do pokoju się ubrać. Wybrałam dżinsowe rurki i zwykły czarny t-shirt. Spakowałam potrzebne książki, założyłam torbę na ramię i zeszłam na dół do kuchni. Spotkałam tam mamę co było dziwne ponieważ myślałam że o tej porze będzie już w pracy.
-  Cześć kochanie - powiedziała, po czym cmoknęła mnie w policzek.
-  Cześć. Czemu nie jesteś w pracy? - zapytałam.
-  Dzisiaj postanowiłam wziąć sobie wolne i przygotować mojej córce porządne śniadanie.
 Uśmiechnęłam się do niej, bo na stole zobaczyłam talerz z goframi. Zjadłam w pośpiechu, pożegnałam mamę i wyszłam. Pod domem oczywiście czekał na mnie mój przyjaciel- Daniel. Wsiadłam do samochodu i ujrzałam jego radosną twarz. To lubiłam w nim najbardziej. Zawsze, nieważne co się działo, on się uśmiechał.
-  Gotowa na 8- godzinne tortury?
-  Nie za bardzo, a ty?
-  A ja owszem. A szczególnie na nasz kochany sprawdzian z chemii - odpowiedział po czym podwinął rękaw a ja ujrzałam jego rękę, pokrytą od łokcia do nadgarstka, ściągami.
- Siadam dziś z tobą - oświadczyłam, po czym obydwoje się zaśmialiśmy.
  Drogę do szkoły pokonaliśmy bardzo szybko, ze względu na to, że mój przyjaciel jeździł piekielnie szybko. Gdy wysiadałam auta, śmiejąc się z dowcipu Daniela, zobaczyłam bardzo przystojnego chłopaka. No tak, Jack Hastings, typowy szkolny przystojniacha. Lecz mogłam tylko o nim pomarzyć. W życiu nie odważyłabym się na to żeby do niego zagadać. Po pierwsze dlatego że jetem zbyt nieśmiała, a po drugie że po prostu się nie da. Wciąż chodzi wszędzie ze swoją paczką, więc można łatwo przewidzieć jak byłaby ich reakcja gdybym podeszła i powiedziała mu zwykłe  "cześć". Poza tym, niedawno stracił matkę, ponoć zmarła na raka. Mama mi ostatnio wspominała, że była jej pacjentką, lecz raka odkryli za późno. Po tych smutnych rozmyślaniach udałam się w stronę budynku. Pierwszy miałam angielski i mieliśmy pracować  dzisiaj w grupach. Oczywiście trafiłam na najgorszych głąbów z klasy i całą robotę musiałam odwalić sama.
  Reszta dnia przeleciała mi wyjątkowo szybko. Nawet sprawdzian okazał się jakiś łatwiejszy, ale może to była zasługa Daniela i jego ściąg. Po skończonych lekcjach, odwiózł mnie do domu. Mama była jeszcze na zakupach, więc wsadziłam pizzę do mikrofali, zjadłam i udałam się do swojego pokoju. Dopiero co zabrałam się do lekcji, gdy usłyszałam, że samochód wjeżdża na podjazd. Wyjrzałam przez okno. Tak to była mama, lecz ułamek sekundy później ujrzałam jak rozpędzone, czarne  BMW hamuje z piskiem opon obok naszego samochodu. Wysiadło z niego dwóch napakowanych goryli ubranych z góry do dołu na czarno. Jeden z nich, ten wyższy i bardziej przerażający wyciągnął z swojego czarnego płaszcza pistolet. Mężczyzna skierował broń prosto na głowę mojej mamy. Usłyszałam jedynie strzał. Poczułam, że serce bije mi sto razy szybciej. Nie chciałam na to patrzeć, ale moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa - sparaliżował mnie strach. W tej chwili nie bałam się że przyjdą też po mnie. Bałam się że właśnie zostałam sama na świecie. Łzy napłynęły mi do oczu, lecz nie byłam w stanie się nawet poruszyć. Patrzyłam jak dwóch mężczyzn wsiada z powrotem do swojego samochodu i odjeżdża z zadowolonymi minami, jakby dopiero co wygrali pieniądze na loterii. To wszystko nie trwało nawet dwie minuty. Lecz wydawało mi się ze stoję w oknie kilka godzin. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć, że ktoś właśnie mi odebrał jedyną osobę na świecie, którą kochałam.