czwartek, 7 marca 2013

Rozdział XI




 Hej, hej wszystkim. Nawet nie wiecie jakie jesteśmy szczęśliwie, mieć takich stałych i miłych czytelników. Nigdy tak naprawdę nie sądziłyśmy, że damy rade pisać jedno opowiadanie zawierające aż na ten moment 11 rozdziałów. Liczba komentarzy trochę zmalała, jednak i tak jesteśmy szczęśliwe, że jesteście z nami. Dziękujemy za wszystkie komentarze. Chyba się powtarzamy, ale jesteście naprawdę niesamowici. Bez Was nie byłoby nas, tego całego bloga, jak i też opowiadania ; )
 Teraz czas na przeprosiny z naszej strony. Naprawdę Was wszystkich przepraszamy za tą prawie miesięczną nieobecność na blogu. Z powodu pewnych spraw, których nie za bardzo chcemy ujawniać i również z powodu tego kataklizmu w szkole na kartkówki i sprawdziany, po prostu opuściłyśmy się w blogowaniu. 
 Rozdział w prawdzie nie przypadł nam do gustu. Na można go również zaliczyć do najlepszych. Ale obiecujemy, że zapewne kolejne rozdziały postaramy się, aby były w dużym stopniu lepsze od tego. Co tu dużo jeszcze mówić. Naprawdę jeszcze raz Was bardzo przepraszamy za to wszystko,  że tak długo musieliście czekać na ten rozdział.




Music♥  <---- klik




 Kolejne godziny mijały. Już nie musiałam doszukiwać się odpowiednich źródeł, aby w końcu dowiedzieć się całej prawdy. Po przeczytaniu listu od mojej matki wszystko było jasne i zaczęło dopełniać się w jedną wielką całość. Wiem, że ten mój cudaśny tatusiek był wszystkiemu winny, że to przez niego nie ma teraz przy mnie mojej matki. Jestem tego pewna - nie wybaczę mu tego nigdy. Nie wybaczę mu krzywdy jaką wyrządził mnie, jak i mojej matce. Już nigdy nie będę mogła zobaczyć jej na własne oczy. Już nigdy nie będę mogła poczuć jej delikatnych opuszków palców na mojej twarzy. Już nigdy nie będę mogła usłyszeć jej przyjemnego i czułego "dobranoc" mówionego mi przed snem.
 Ten człowiek, tak po prostu z zimną krwią, potrafił zabrać mi najważniejszą osobę na świecie. Jestem w szoku, że nie zeżarły go wyrzuty sumienia. Przecież ponoć kochał tę kobietę. Była dla niego najważniejsza. Tak ważna, że przejechał pół świata, by być z nią. Więc co się stało? Co się stało, że odebrał jej życie? Może to ona zrobiła coś nie tak?  
  Moje rozmyślenia przerwał mi odgłos otwierających się drzwi wejściowych. Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy - powrócił. Gwałtownie wstałam z mojego łózka, podbiegłam do okna, aby upewnić się do końca kogo mogłam zagościć w moim domu. Kamień spadł mi z serca, to byli tylko moi przyjaciele. Zastanawiałam się jednak czy im o tym wszystkim powiedzieć? W końcu przez to mogli by być w jeszcze większym niebezpieczeństwie niż dotychczas. Ale przecież sama nie dam rady stawić czoła temu człowiekowi. Usłyszałam wołanie Charlie :
- Ivy jesteś już w domu?
- Tak. Tutaj jestem. - zawołałam zza ściany. - Dobrze się razem bawiliście? - zapytałam z uśmiechem. Nie chciałam już od progu ich zamartwiać, ale zapomniałam, że są to osoby, które znają mnie na wylot i ukrywanie tego przed nimi nie uda mi się.
- Co się stało?  - zapytał szybko Daniel. Zadziwiające. Przed każdym mogłam ukryć mój smutek lub ból, ale on mimo tego iż się uśmiechałam, choć nie wiem jak w tamtym momencie byłam do tego zdolna, wiedział, że coś jest nie tak. 
- No to może najpierw napijemy się herbaty i przy niej wam wszystko opowiem? – zaczęłam owijać w bawełnę, jednak wiedziałam, że muszą wiedzieć.
  Całą trójką ruszyliśmy do kuchni. Włączyłam czajnik i zapytałam:
-    Chcecie mięte, melissę czy zwykłą herbatę. A może jakąś owocową? Jest chyba... – sięgałam w głąb szafki.
-  Ivy! – zdenerwowała się Charlie. –Zrób tą herbatę i mów w końcu.
 Spojrzałam na nią z wyrzutem. Wcale nie miałam ochoty się spieszyć. Chwyciłam pierwszą lepszą torebkę i wrzuciłam do kubka. Zalałam wrzątkiem. Tak samo zrobiłam z pozostałymi. Gdy wszyscy trzej mieliśmy w ręku gorący napar zaczęłam mówić. Chciałam mieć to za sobą, więc skróciłam to do minimum.
-  No to tak. Dzisiaj miałam spotkać się z Jackiem przy budynku ratusza. Jednak ten palant znowu się spóźnił i wóź identyczny do tego z dnia śmierci mojej matki zdążył zaparkować z piskiem opon przede mną. Więc zaczęłam biec, ponieważ się przestraszyłam. Mężczyzna z pojazdu zaczął mnie gonić. Dotarłam do jeziora znajdującego się w lesie. Powoli zaczęłam stąpać nogami po lodzie, on w pewnej chwili pękł i ... - Nie zdołałam dokończyć, bo w tym momencie przerwała mi Charlie.
-   Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Boli cię coś? Złamałaś jakąś kość? - spodziewałam się właśnie takiej reakcji po dziewczynie. Zawsze martwiła się o mnie jak moja druga matka. Byłam szczęśliwa, że mam w życiu osobę, która zawsze będzie się o mnie troszczyć.
- Nie Charlie, nic mi nie jest. – zwróciłam się do dziewczyny, która tarmosiła mnie za rękaw. – Bądź tak miła i nie przerywaj mi. – poprosiłam. – Lód pękł a ja wpadłam do wody. Utopiłabym się, jednak mężczyzna uratował mnie przed całkowitym utonięciem. Lecz okazało się potem, że to jest mój ojciec. Raczej nie jest on moim biologicznym ojcem. - W tym czasie wyciągnęłam list i dałam go do przeczytaniu przyjaciołom. Pokazałam im jeszcze zdjęcia, aby mogli sobie to trochę bardziej ułożyć w całość. 
- I co planujesz teraz zrobić? - chłopak zapytał mnie bez żadnego namysłu.
-  Nie wiem. Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Jednak muszę pomścić śmierć mojej matki. – powiedziałam i ścisnęłam ze złości kubek. Mimo tego iż trzymałam dłonie przy kubku, próbując je rozgrzać, były lodowate.
-   Wiesz przecież, że możesz na nas liczyć. – powiedziała Charlie. – Razem to przetrwamy. Zrobimy wszystko, by ci pomóc. W końcu jesteśmy prawie jak rodzina.
 Blondynka złapała mnie za rękę i nią ścisnęła. To samo zrobił Daniel. W tamtej chwili poczułam, się jak w pełnej rodzinie.


~*~



Rano obudził mnie telefon. Zaspana, wyczołgałam się z łóżka i chwyciłam komórkę.
-   Halo?
-  Ali? Cześć to ja. – usłyszałam głęboki głos. Moje zmęczenie zniknęło w mgnieniu sekundy.
-  Ooo. Cześć tato. – ledwie wypowiedziałam te słowa.
- Słuchaj. Tak myślałem, że może dzisiaj wybierzemy się do jakiejś kafejki? – zapytał. Daniel wpadł do mojego pokoju. Przyłożyłam palec do ust, dając mu do zrozumienia, że ma być cicho. Wyglądał, jak zombi. Pewnie nie spał całą noc. Zanim poszłam do siebie, powiedział, żebym spała spokojnie, bo będzie nas pilnował.
- Eeee... tak jasne. – wypaliłam bez zastanowienia. Jednak w miejscu publicznym nic mi nie groziło, a chciałam zobaczyć, co ma mi do powiedzenia.
- To świetnie.- odparł z udawaną radością. – Znasz to miejsce naprzeciwko starej biblioteki?
- Tak, chyba się orientuję. – odpowiedziałam. Kręciło się tam mnóstwo ludzi. Z powodu biblioteki i oczywiście kawiarenki, która była naprawdę rewelacyjna.
-  No to może o dwunastej co?
-  Mhm. Dwunasta mi pasuję. – powiedziałam.
- No to do zobaczenia córcia. – pożegnał mnie. Nigdy nikt się do mnie w ten sposób nie zwrócił, więc uśmiechnęłam się. Ale nie dałam się nabrać temu uczuciu. Zawsze chciałam usłyszeć te słowa, ale od kogoś kto naprawdę mnie kocha. A nie od faceta, który pragnie mojej śmierci.



~*~


 Kafejka była nieduża. Zdziwiłam się gdy weszłam i zobaczyłam tylko dwa zajęte stoliki. Pewnie dlatego, iż w tym czasie wszyscy byli albo w pracy, albo w szkole. Kawiarenka świeciła pustkami. Para w kącie, która chyba specjalnie tam usiadła, całowała się. Stolik dalej - dwie, młode kobiety były pogrążone w cichej rozmowie. Usiadłam zaraz obok nich, przy oknie. Płaszcz powiesiłam na krześle i rozejrzałam się dookoła. To miejsce, było jednym z tych, w których spędziłbyś najchętniej cały dzień, zaszyty w kącie z laptopem, kawą i przepysznym ciastkiem. Klimat był niesamowity. Nikt z obsługi nie wlepiał w ciebie gałów, ani ci nie obgadywał. Byłam tu już kilka razy i kelnerka, a jednocześnie właścicielka lokalu, była bardzo sympatyczną osobą. Widać było po niej, że cieszy się życiem i jest szczęśliwa.
 Wyjrzałam przez okno. Zaraz za moim zaparkowanym pojazdem, stał samochód Dan'a, wraz z nim i Charlie w środku. Nalegałam, że pojadę sama, ale nie zgodzili się. Mimo tego, iż zezłościłam się na nich, ponieważ obawiałam się, że Charles może ich zobaczyć, czułam się bezpieczna. Za naszymi pojazdami znajdowała się stara biblioteka, z wielkimi schodami z przodu. Latem, można było zobaczyć tu tłumy, oblegające te właśnie schody. Teraz tylko kilka osób wchodziło i wychodziło, przez stare, obdrapane drzwi. Nagle zauważyłam znajomą twarz. Pan Nelson, mój wychowawca, właśnie przechodził przez jezdnię. Spojrzałam w kierunku moich przyjaciół. Nie było ich widać, więc zapewne się ukryli. Ja też chwyciłam za menu, otworzyłam je i zasłoniłam sobie twarz. Modliłam się w duchu, aby tu nie wszedł. Właśnie trwały zajęcia w naszej szkole, lecz my postanowiliśmy zrobić sobie wolne. Musiałam się spotkać z Charlesem, który najwidoczniej zapomniał, że jeszcze się uczę. A nawet gdybym nie miała zaplanowanego tego spotkania, nie byłabym w stanie pójść na lekcje. Gdyby mój nauczyciel przyłapał mnie tutaj, nie wiedziałabym jak to wyjaśnić, że zamiast na chemii właśnie siedzę w kafejce. Wyjrzałam ostrożnie zza karty. Na szczęście zniknął z pola widzenia.
-  Coś podać? - usłyszałam miły głos. Podniosłam oczy i zobaczyłam ładną, młodą kobietę. Miała burzę brązowych loków na głowie, oraz oczy koloru błękitu. Posiadała też piękny uśmiech, którym każdego obdarzała.
-   Tak. Poproszę... - spojrzałam w menu. - zieloną herbatę i napoleonkę. - powiedziałam a ona zapisała zamówienie w notesie.
-  Coś jeszcze?
-   Nie, dziękuję. To wszystko.
W momencie, gdy odchodziła od stolika, do kawiarni wszedł Charles. Na mojej twarz zagościł sztuczny uśmiech. Podszedł do mnie i cmoknął mnie delikatnie w policzek. Miałam ochotę wydrapać mu oczy.
-  Długo czekasz? – zapytał. Ściągnął czarny płaszcz, oraz torbę na ramię i powiesił na krześle. Byłam ciekawa co w niej skrywa.
-   Nie, dopiero co przyszłam. - odparłam. Właścicielka w mgnieniu oka, znów pojawiła się przy naszym stoliku, więc Charles złożył zamówienie. Gdy to robił, skierowałam wzrok w stronę moich przyjaciół. Siedzieli i w milczeniu nas obserwowali.
-  Więc, co dzisiaj porabiałaś? - zapytał beztrosko, jakby naprawdę go to interesowało. Mógł udawać, ale ja i tak wiedziałam swoje.
-  Nic ważnego. Czytałam książkę i oglądałam mój ulubiony serial. - skłamałam. Tak naprawdę, razem z Danem i Char myśleliśmy cały ranek co powinniśmy teraz zrobić. To jasne, że nie możemy tak tego zostawić. -  A ty czym się zajmowałeś?
-  Ja? Niczym ciekawym. Załatwiłem kilka spraw i czekałem na spotkanie z tobą.- odpowiedział. Ta jasne. Ciekawe jakie to były sprawy? - pomyślałam. Może znów planujesz kogoś zabić? - Słuchaj Ali. - zwrócił się do mnie, a ja uświadomiłam sobie, że nadal nie zna mojego prawdziwego imienia. - Wiem, że jesteś zszokowana tym, że nagle pojawiam się w twoim życiu. Być może nie chcesz mnie znać, albo chcesz, żebym dał ci spokój. Wiem też, że zawaliłem na całej linii, ale chciałbym, żebyś mi wybaczyła. Niedawno dopiero dowiedziałem się o śmierci twojej matki. - mówił z udawanym smutkiem i bólem. Jak mógł tak po prostu mówić o osobie, której odebrał życie? -  Bardzo dotknęła mnie jej strata. Pewnie myślisz, że jej nie kochałem, ponieważ odszedłem od niej. Ale to nie prawda. Zawsze kochałem ją i ciebie. - powiedział i złapał mnie za rękę. Zrobiło mi się niedobrze, gdy pomyślałam, że to on zamordował moją rodzicielkę, a teraz próbuje udawać niewinnego. – Chciałbym, żebyśmy na nowo stworzyli rodzinę. Tylko ty i ja.   
 Nie wiedziałam, co powiedzieć, kompletnie mnie zatkało. Chciał stworzyć ze mną rodzinę? A potem gdy będę głęboko spała, poderżnie mi gardło?
-  Widzę, że jesteś zaskoczona. Obawiałem się, że tak zareagujesz. Ale chciałbym, abyś widziała, że mi na tobie zależy. - powiedział i spojrzał mi w oczy.
-  Jaa... nie wiem co mam ci powiedzieć. - udawałam zaskoczoną, ale jednocześnie szczęśliwą. - Muszę chyba nad tym pomyśleć. Ale wydaje mi się, że bym chciała...
-  To świetnie. - ucieszył się, a potem zapadła krępująca cisza. Charles wydawał się zamyślony. Może obmyśla plan jak mnie zabić? - taka myśl przebiegła mi przez głowę. Do naszego stolika powróciła kelnerka i postawiła nasze zamówienia na okrągłym stoliku.
-  Życzę smacznego. - dodała na odchodnym, a my zabraliśmy się za jedzenie naszych ciastek. Niestety, nie smakowało mi ono. Byłam pewna, że jest pyszne, tak jak wszystko tutaj, ale to Charles odebrał mi apetyt. Dłubałam widelcem, robiąc dziurę w środku.
-   Przepraszam na chwilę. - powiedział niespodziewanie mój pseudo tato i odszedł od stolika. Skierował się w stronę toalety. Nagle mnie olśniło. Rozejrzałam się szybko po kafejce. Dwie babki nadal były pogrążone w rozmowie, a para w rogu wciąż była zajęta sobą. Korzystając z sytuacji chwyciłam torbę Charlesa, prosząc by nie wyszedł szybko z łazienki.   
 W środku znajdowały się jakieś dokumenty. Były to jakieś faktury. Wetknęłam rękę głęboko i na samym dnie znalazłam telefon. To jest to. - pomyślałam. Odblokowałam go zwinnym ruchem i bez zastanowienia weszłam na rejestr połączeń. Ten sam numer dzwonił do niego ze dwadzieścia razy. Złapałam długopis, który Charles miał w torbie i na serwetce spisałam cyfry. Przeniosłam wzrok na toaletę, ale nikt nie wychodził. Odszukałam wiadomości. Znów ten sam numer. Odczytałam pierwszą z nich. Wysłana dzisiaj rano o 10:00. Treść brzmiała: ”Dzisiaj, o 22, pod starym lasem. Bądź punktualnie.”  Druga, wysłana wczoraj, o tej samej godzinie z podobną treścią.
 Przestraszyłam się, ponieważ usłyszałam otwierane drzwi łazienki. Na szczęście to nie był on. Mimo to wyszłam z wiadomości, zablokowałam telefon, włożyłam go do torby i zawiesiłam ją na krześle. Serwetkę zgniotłam w dłoni i schowałam w kieszeni dżinsów. W tym samym momencie Charles wyszedł z toalety. Zbliżał się do stolika, a ja zauważyłam długopis. W tych nerwach zapomniałam go schować. Przesunęłam gwałtownie rękę i zrzuciłam go ze stolika. Spadł wprost pod moje krzesło i zaczął się turlać. Butem natrafiłam na niego i   przygniotłam do podłogi.
 Mężczyzna chyba niczego nie zauważył, ponieważ z uśmiechem usiadł przy stole. Posiedzieliśmy jeszcze trochę, a on opowiadał mi jak to może być cudownie, gdy razem zamieszkamy. Pytał mnie także jak przeżyłam śmierć matki, jak mi idzie w szkole i czy mam przyjaciół. Zastanawiałam się po co chce to wszystko wiedzieć. Gdy dopiliśmy nasze napoje, on kawę, a ja herbatę, ubraliśmy się i wyszliśmy z kawiarni. Długopis potoczyłam pod stół dwóch kobiet, które teraz przeglądały jakieś czasopismo i nawet go nie zauważyły.
 Na pożegnanie Charles mnie przytulił i wsiadł do swojego czarnego BMW. Patrzyłam jak auto znika za rogiem i ja też ruszyłam w stronę mojego samochodu. Gdy zamknęłam drzwiczki, zauważyłam, że z biblioteki wychodzi Jack, z torbą na ramieniu i kilkoma książkami w rękach. Pragnęłam z nim porozmawiać, lecz on nie przejął się tym, że nie zjawiłam się na spotkaniu, więc ja nie miałam zamiaru przejmować się nim. Ze wzrokiem wbitym w drogę, odjechałam spod kawiarni. 



 ~*~


 Droga przez las była bardzo wyboista. Dan z trudnością prowadził samochód przez zaspy. Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu. Charlie dygała ze strachu na tylnym siedzeniu, ja wciąż oglądałam się za siebie, patrząc czy ktoś za nami nie jedzie. Cisza była nie do wytrzymania więc włączyłam radio.
- Mówię wam, to się źle skończy. - odezwała się Char. Po południu pokłóciłyśmy się o to czy jechać w to miejsce czy nie. Byłam za tym, żeby zbadać o co chodzi, ale moja przyjaciółka była innego zdania. - Możemy jeszcze zawrócić. Zadzwonimy na policję i tu przyjadą. Ale my nie musimy brać w tym udziału.
- Nie będziemy brać w niczym udziału. - przerwał jej Daniel. Tylko on w takiej sytuacji potrafił myśleć jasno i logicznie. - Ukryjemy się gdzieś z boku i będziemy tylko obserwować.
- No tak, najwyżej nas zabiją. -  powiedziała z sarkazmem jego dziewczyna.
- Nic nam się nie stanie, obiecuję ci. - próbował uspokoić ją Dan.
- Ale...
- Och dajcie już spokój. - powiedziałam. Miałam już tego dość. - Jak chcesz Charlie to nie musisz wychodzić z auta.
- Ale... - powtórzyła blondynka. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Bała się tam pójść, ale byłam przekonana, że nie zostanie w samochodzie i jednak się odważy. Ja też się bałam. Serce biło mi tak szybko, jak wtedy, gdy wpadłam do jeziora. Jednak chciałam dowiedzieć się po co, i z kim Charles ma się tam spotkać. Daniel dzwonił z budki telefonicznej pod ten numer, który zapisałam na serwetce. Mówił, że tak jest bezpieczniej. Jednak nikt nie odbierał, choć próbowaliśmy chyba ze dziesięć razy.
 W końcu zatrzymaliśmy się na leśnej polanie, którą okrywały choinki, dzięki czemu nikt nie mógł spostrzec auta. Postanowiliśmy, że zostawimy tu samochód, ponieważ Charles może go zobaczyć, lub dostrzec światła. Nie wiedzieliśmy czy ktoś tam już jest, czy nie, ale nie chcieliśmy ryzykować.
- Okej, jesteśmy na miejscu. - powiedział Dan i spojrzał na zegarek. Spotkanie miało się odbyć o 22 a była dopiero 21. - Idziemy, czy czekamy jeszcze chwilę? - spytał.
- Czekamy. - odpowiedziała od razu Charlie. Poczułam wzrok Daniela na sobie. Spojrzałam na niego i kiwnęłam głową.
- Więc czekamy. - powiedział chłopak bardziej do siebie niż do nas. Siedzieliśmy w tej krępującej ciszy jakieś piętnaście minut. W końcu Daniel nie wytrzymał. - Chodźmy już lepiej, bo się spóźnimy. Stąd do starego lasku jest kawałek.
 Starym lasem, mieszkańcy Jackson, nazywali kilka drzew znajdujących się obok już od dawna nie zamieszkiwanego domu. Był położony bardzo daleko od drogi. Nikt z własnej woli nie zapuszczał się tam nigdy sam. Starsi ludzi, mówili, że w tym domu straszy. Jak byłam jeszcze młodsza, jeden pan, pewnie tylko po o by mnie przestraszyć, opowiedział mi o rodzinie, która mieszkała tam kiedyś. Podobno pewne małżeństwo wprowadziło się tam, gdy byli jeszcze młodzi. Mieli siódemkę dzieci i ponoć byli bardzo szczęśliwi, przez kilka lat. Jednak z czasem zabrakło im pieniędzy na utrzymywanie swoich pociech. W nocy kobieta, za namową swojego męża, poszła do pokoju w którym spały dzieci i wszystkie podusiła. Stare już wtedy małżeństwo, zakopało ciała za domem w ogródku. Jakiś tydzień później duchy zmarłych dzieci zaczęły nawiedzać swoich rodziców. Pewnego dnia kobieta zobaczyła  zakrwawione ciało swojego męża. Kuchenny nóż sterczał mu wbity w pierś. Postanowiła uciec z domu, jednak wszystkie okna oraz drzwi zniknęły i pozostały same ściany. Przestraszona kobieta, ujrzała zjawy swoich dzieci. Uciekła do łazienki i tam powiesiła się na skakance, którą bawiły się kiedyś jej pociechy.
 Oczywiście nie wierzyłam w ani jedno słowo. To była taka miejscowa bajeczka, a niektórzy ludzie straszyli nią małe dzieci. W domu także nie straszyło. Był tylko strasznie zapuszczony. Nie wiadomo tak naprawdę czy ktoś tam mieszkał. Był on ogromny, z werandą z każdej strony. Z biegiem czasu drewno straciło swój pierwotny odcień. W dachu pojawiły się dziury, ubyło kilka dachówek. Mimo to, podobał mi się. Gdyby dom nie był położony tak daleko od drogi i ktoś zajął by się nim odpowiednio, to byłoby to niezłe miejsce. Przed domem biegła leśna ścieżka, teraz pokryta śniegiem.
 Nie wiedzieliśmy, gdzie dokładnie się umówili. Postanowiliśmy zrobić łuk by nasze ślady nie zostały zauważone. Obok starego domu znajdowały się ogromne kawałki drzewa, jakieś pudła i stare meble. Skuliliśmy się za nimi, tak, że mieliśmy idealny widok na drogę. Niemożliwe było, by dojechali tutaj inną drogą, bo taka nie istniała. Przytuliliśmy się do siebie i w milczeniu czekaliśmy na Charlesa.
 Nagle, przez zaśnieżone i oblodzone drzewa, zobaczyliśmy przebijające się światło. Czarne BMW wjechało na nieodśnieżony teren. Poczułam, że robi mi się niedobrze. Przez szpary połamanej szafy ujrzałam twarz Charlesa. Zaparkował przy ścieżce. Wyszedł z auta. Błagałam by nie podszedł tylko do naszej skrytki. Krążył jednak tylko przy swoim samochodzie, w którym pozostawił zapalone światła. Gdy na niego patrzyłam miałam ochotę podejść do niego i rzucić z pięściami. Nienawidziłam tej jego ohydnej twarzy.
 Jakieś pięć minut później nadjechał drugi pojazd. Tym razem był to bardzo duży samochód, podobny do busa, który pomieściłby z dziesięć osób. Auto było czarne i lśniące. Miało przyciemniane szyby, więc nie dostrzegłam nikogo innego jak tylko dwóch kolesi siedzących z przodu. Obydwaj byli nieźle napakowani. Wiedziałam o tym mimo że mieli na sobie kurtki. Zatrzymali auto obok czarnej BM-ki. Mimo to znajdowali się bardzo blisko nas, tak, że mogliśmy dostrzec z łatwością ich twarze i usłyszeć strzępki rozmowy.
 Pierwsi wysiedli dwaj mężczyźni z przodu. Rozejrzeli się i dopiero wtedy jeden z nich rozsunął drzwiczki z tyłu. Poczułam, że skulona obok mnie Charlie drętwieje ze strachu. Złapałam ją za rękę, lecz miałam tak lodowate dłonie, że nic nie poczułam. Podniosłam wzrok i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Pierwszy mężczyzna, który wyłonił się z busa, był tym, którego widziałam w dniu śmierci mojej matki. Łzy napłynęły mi do oczu. Jednak nie z rozpaczy, tylko z gniewu. Gwałtownie mrugałam, by pozbyć się łez i spojrzeć w tę gębę jeszcze raz. Nim to zrobiłam, zobaczyłam drugiego mężczyznę, a był to drugi morderca, który pozbawił życia mojej rodzicielce. Wstrzymałam oddech i postanowiłam nie przyglądać im się lepiej. Z samochodu wyszedł tylko jeszcze jeden facet, więc było ich pięć, a razem z Charlesem sześciu. Nagle poczułam jak Char ściska moją dłoń. Myślałam, że to ze strachu, więc zignorowałam ją i obserwowałam jak mężczyźni witają się z moim tatuśkiem. Ona jednak ścisnęła ją jeszcze mocniej, więc skierowałam wzrok na nią. Wskazała na swojego palca, a potem na mężczyzn. Nie wiedziałam o co jej chodzi, więc posłałam jej pytające spojrzenie. Powtórzyła ten gest jeszcze raz i dopiero załapałam o co chodzi.
 Wytężyłam wzrok i na ręce jednego z kolesi, który właśnie podawał rękę, zauważyłam ten sam tatuaż, który widniał na palcu Charlesa. Znak nieskończoności. Pozostali mieli takie same znaki na swych dłoniach. Tylko wszyscy, prócz Charlesa, mieli je wytatuowane na wierzchu dłoni a nie na palcu.
- I jak? Macie towar? - zapytał na przywitanie mój tatusiek. Od razu zakapowałam o co chodzi. Pewnie byli dilerami narkotyków. 
- No pewnie, szefie. - odpowiedział od razu mężczyzna, który siedział przed chwilą za kierownicą. Spojrzałam na wszystkich i byli oni dużo więksi od Charlesa. Typowe goryle. Jednak po ich zachowaniu można było wnioskować, że czują do niego respekt. Dan podsunął mi pod oczy swój telefon. Miał włączony dyktafon. Wątpiłam jednak by coś udało mu się nagrać, mimo tego iż my wszystko doskonale rozumieliśmy.
- Wspaniale. - pochwalił ich Charles jakby byli małymi dziećmi. - Więc na co czekacie? - spytał po kilku sekundach ciszy.
- Może wejdziemy do środka? - zaproponował ten sam mężczyzna. Widać to on tylko miał rozmawiać z Charlesem.
- Po co?
- Bo jest tego trochę dużo, a poza tym chcemy ci coś pokazać. - usprawiedliwił się. 
- Niech ci będzie. - zgodził się Charles. Weszli więc do środka, nie zauważając nawet nas. Jednak zanim to zrobili, rozglądnęli się dookoła a z bagażnika busa wyciągnęli dwie duże, czarne torby, takie, które nosi się na ramieniu. Podobną miał Charles w kawiarni.
- I co robimy? - usłyszałam szept mojej przyjaciółki. 
- Dzwonimy na policję? - odpowiedział jej Daniel. - Prawda Ivy? - zapytał mnie? 
- Jasne. - odpowiedziałam. - Już najwyższa pora. 
 Z domu dochodziły nas głośne śmiechy, a potem jakieś krzyki, jakby ktoś się z kimś kłócił. 
- Powinniśmy się wycofać. - wyszeptał Dan i w kuckach zaczął powoli stąpać do tyłu. Ja i Char poszliśmy w jego ślady. Było to trochę niebezpieczne, bo nie wiedzieliśmy, czy w samochodzie się ktoś nie znajduję, ponieważ gdyby tak było, zostalibyśmy zauważeni. Gdy skryliśmy się za drzewami, Daniel wystukał numer.
- Zaczekaj. I co im powiesz? - zadałam pytanie i chwyciłam jego rękę, w której trzymał telefon. 
- Zostaw to mnie. - odpowiedział i oddalił się na kilka kroków. Charlie podeszła do mnie i przytuliła się. Ja jednak wciąż obserwowałam dom. Nie mogłam uwierzyć, że znajdują się w nim osoby, przez które jestem nieszczęśliwa. Przed oczami znów stanęła mi ta straszna scena. Zamknęłam oczy i łzy spłynęły mi po policzku. Poczułam lodowaty wiat na twarzy, który je rozdmuchiwał. Nie słuchałam słów mojego przyjaciela. Chciałam tylko, żeby to się skończyło. 


 ~*~



- Już wszystko dobrze. - próbował mnie pocieszać policjant. - Nic ci nie grozi. 
 Zawinięta w koc siedziałam na masce radiowozu. Obok mnie kuliła się moja przyjaciółka, którą ręką obejmował Dan. Przede mną stał, zakuty w kajdanki, Charles. Policjant zadawał mu jakieś pytanie, ale nie mogłam ich dosłyszeć. Upajałam się tylko widokiem tego skurwysyna, który patrzył na mnie oczami pełnymi nienawiści i agresji. Wszyscy, którzy znajdowali się w starym domu, zostali zatrzymani, za posiadanie heroiny. Dwóch z nich było postrzelonych. Nie chcieli się poddać i strzelili do policjanta. Zabili go. Byli to ci sami którzy postrzelili moją mamę. Pozostali, łącznie z Charlesem, o którym myślałam, z nie podda się bez walki, dali się zatrzymać. Policjanci podeszli ich bardzo łatwo. Mężczyźni nie wiedzieli nawet, że coś się dzieje na zewnątrz dopóki gliny nie wtargnęły do środka. Przykro mi było z powodu policjanta, który stracił życie.
 Marzyłam, by w tej chwili znaleźć się w ciepłym łóżku i pozwolić odpocząć mojemu ciału i umysłowi, który prawie pękał od natłoku myśli. Myślałam wolno i z trudem łączyłam zdarzenia w jedną całość. Byłam jednak już bezpieczna. Jeden z mężczyzn wyszczekał wszystko policjantowi. O tym, że tworzyli oni grupę  i sprzedawali narkotyki. Pokazałam jednemu z policjantów, list który pozostawiła mi moja mama, oraz zdjęcia. Cała prawda wyszła na jaw. Mężczyzna tłumaczył mi, że zostaną oni na pewno zatrzymani. Zaczął coś mówić o paragrafach, ale nawet go nie słuchałam. Poza tym taka ilość heroiny, którą mieli przy sobie zapewniała im kilka lat więzienia. 
 Najlepsze w tym wszystkim było to, że dali się oni tak łatwo nakryć. Nie miałam pojęcia, czy Charles wie,  że grzebałam mu w telefonie. Ale byłam z siebie dumna. Nie uciekłam tak jak mama, która sama doradzała mi to wyjście. Wszystko dobrze się skończyło. Dopiero jutro mieli nas przesłuchać. Zadali nam tylko kilka pytań, ale widząc, że jesteśmy wykończeni, odłożyli to na następny dzień. 
 W pewnej chwili poczułam, że chcę porozmawiać z Charles'em. Być może po raz ostatni. Poprosiłam policjanta. Powiedział, że to nie najlepszy pomysł, lecz ja nalegałam. W końcu zgodził się. Zostawił nas samych. Mnie i Charlesa, którego policjant przykuł kajdankami do samochodu, tak by nie mógł mi zrobić krzywdy.  
 Po raz pierwszy mogłam mu spojrzeć z nienawiścią w oczy. Po raz pierwszy mogłam swobodnie zacząć go traktować jak śmiecia. Nie musiałam się już powstrzymywać. W końcu przyszedł czas, że mogłam mu po prostu wszystko wygarnąć. Nie musiałam już odnosić się do niego z szacunkiem, uśmiechać się i zgadzać się z  każdym jego słowem. Teraz przyszedł czas na zemstę. Wreszcie Charles będzie mógł zapłacić za swoje grzechy. W spokoju będzie mógł przemyśleć swoje wszystkie błędy, kiedy znajdzie się w więzieniu. Dalej nie byłam w stanie uwierzyć, że już od tego momentu sprawa z morderstwem mojej rodzicielki się wyjaśniła. 
- Czy ty  choć naprawdę kochałeś moja matkę? - zadałam pytanie. -  Dlaczego po prostu nie mogłeś zostawić ją w spokoju i pozwolić jej normalnie i po ludzku żyć, tak jak żyje każdy człowiek? Nie widziałeś, że ona oddała swoje serce innemu?
- Możesz się zdziwić, ale kochałem ją. - przerwał mi. Oczy mu się szkliły. Byłam pewna, że to po prostu ze strachu przed tym co go czeka. - Kochałem ją z całego serca. Ale jak widać, ta miłość do niej, stawała się dla mnie obsesją. Być może była zbyt wielka? - spytał, ale raczej sam siebie, a nie mnie. - Nie mogłem tak spokojnie patrzeć jak Elizabeth z upływem czasu oddala się ode mnie. W pewnym momencie emocje po prostu wzięły górę i skończyło się, tak jak się skończyło.
- A żałujesz chociaż tego? - to pytanie chciałam mu zadać odkąd dowiedziałam się prawdy o nim.
- Nie żałuję.
  Na tym skończyła się nasza krótka rozmowa. Nie mogłam uwierzyć, jak można być takim bezdusznym i nie żałować śmierci ukochanej osoby. Jeśli to właśnie nazywają miłością, nie chce jej nigdy doświadczać. 

 Jeden w policjantów zabrał już Charlesa do samochodu, który po czasie odjechał. W biegu ruszyłam do Charlie i Daniela, którzy nadal kulili się przy zaparkowanym radiowozie. Przyjaciółka mocno mnie objęła i zapytała:
- Jak się trzymasz?
- Bywało lepiej. Ale sądzę, że to ja powinnam cię o to zapytać. W końcu to ty najbardziej się z nas bałaś.
- Bardzo śmieszne Ivy. Zostawmy sobie lepiej te żarty na jutro. Teraz chcę się tylko znaleźć w moim łóżku i zasnąć. - odparła. 

 Masa ludzi kręciła się przy "nawiedzonej posiadłości". Zabezpieczali jakieś dowody, wzywali pomoc. Jeden z mężczyzn w mundurze, zadeklarował się, że zawiezie nas do domu, a jutro rano przyjedzie po nas by zabrać nas na przesłuchanie.  Byliśmy mu wdzięczni. Wsiedliśmy do samochodu. Oparłam głowę o ramię Charlie i nie wiem nawet kiedy zasnęłam.











   











CZYTASZ = KOMENTUJESZ







27 komentarzy:

  1. Dziewczyny, nie macie za co przepraszać, bo rozdział jest świetny! Uwielbiam swobodę, z którą piszecie każde słowo, zdanie, akapit. Czyta się wszystko z wielką satysfakcją, że w Polsce są tak utalentowane osoby ♥ Dziękuję za to, że jesteście ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Przesadziłyście mówiąc, że rozdział jest zły.
    Jest świetny.
    Jak zawsze. ;D
    Czekam na więcej ;D

    Asara ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurdę, genialny <3 Uwielbiam to opowiadanie ;D Jestem ciekawa jak potoczą się dalsze losy Ivy/Ali ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziewczyno dziękuje CI ! ♥ Chociaż nie zasługuję na taki komentarz ale dziękuje ci, podnosisz mnie na duchu ! ♥♥
    powiem Ci, że teraz nauczyciele po pierwsze nie umieją wykładać nam wierszy przez co stają się one po prostu ble.
    jeszcze raz Ci mocno dziękuję ♥♥ buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  5. Nareszcie jesteście!!! Stęskniłam się za wami.. ale było, minęło bo przybyłyście z czymś magicznie wyjątkowym i fenomenalnym. Rzecz jasna chodzi o rozdział, który jest wprost idealny.
    Ta akcja z tatą Ivy... mój Boszze, jakim to trzeba być skurwielem, żeby nie żałować zabicia kogoś takiego jak jedna z najbliższych osób. Zabił z premedytacją i zimną krwią a teraz niech gnije w więzieniu za każde krzywdy i przestępstwa.
    Nadal nie mogę uwierzyć, że chciał jeszcze aby Ivy z nim zamieszkała, no on jest po prostu żałosny.
    Ale poza tym jestem bardzo dumna z przyjaciół bohaterki jak i jej samej, że nie uciekli wtedy z tamtego miejsca, tylko zadzwonili po policję i dzięki nim wszystko poszło sprawnie i pomyślnie.
    No tak, nie pozostaje mi nic innego jak czekać na następny wspaniały rozdział. ;D
    Pozdrawiam was kochane serdecznie i najlepszego w Dniu Kobiet. ^^


    http://hope-is-my-life.blogspot.com/ ---------> new rozdział. Zapraszam ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Co wy gadacie? Rozdział jest świetny. Już dawno czytałam to opowiadanie, ale z niewiadomego powodu nie komentowałam. Potem zgubiłam link do niego XD
    Rozdział w prost idealny

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział, niech Ivy wyjaśni sprawę z Jackiem i mam nadzieję, że ułoży im się :D <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział <3 Tak jak wszystkie :) Wszystko się wyjaśniło... ale nie za szybko? Mam nadzieje że jeszcze napiszecie coś co będzie wywoływało u nas strach^^ Czekam na następny rozdział <3

    Dziękuję za miły komentarz do mojego bloga ;* Nie długo będzie następna notka :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest! W końcu jesteście, nie mogłam się doczekać tego nowego rozdziału :)
    I ja tak samo się powtórzę, bo rozdział jest fenomenalny jak poprzednie! Nie przepadam za czytaniem, ale na Wasze opowiadania, zawsze czekam z niecierpliwością, bo najzwyczajniej w świecie są znakomite i bardzo fajnie się je czyta c: Dziękuję też za te wszystkie przemiłe komentarze na moim blogu, one zachęcają mnie do dalszego prowadzenia bloga :)Pisząc też, że jestem śliczna, choć uważam, że to przesada jest mi strasznie miło na serduchu, nabieram większej pewności siebie, ponieważ mam niską samo opinię. naprawdę dziękuję za wszystko i tak jak zawsze czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham to :* Rozdział fenomenalny , cudowny boski . Moje się chowają :*
    Zapraszam do obserwowania mojego bloga jeżeli Ci sie spodoba ;) Zapraszam do sb po krótkiej przerwie http://caroline1881.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń
  11. W koncu jest nowy rodzial !!!!! nie moglam sie juz doczekac kiedy go dodacie ♥ Rodzial jest jak zawsze super. Bardzo milo i latwo mi sie go czyta. Gdy go czytalam czulam sie tak jakbym to przezywala razem z Ivy! Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rodzial! i Pozdrawiam i zycze dalszej weny! ;* ♥ WASZA KOCHANA NAJLEPSZA FANKA I WGL /A :D

    OdpowiedzUsuń
  12. hejj :))
    jest to chyba mój pierwszy komentarz na waszym blogu. Głównie z braku czasu nie komentowałam. Ale obiecuję poprawę.
    Przejdźmy do opowiadania.
    Aaaaaa! Genialny rozdział. Kocham, kocham, kocham. Mam nadzieję, że następny pojawi się szybciej :)))
    xx ♥

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo tęskniłam za waszym opowiadaniem. Ciesze się że pojawił się ten rozdział.
    Chociaż jak to ja komentuje z lekkim opóźnieniem.
    Na początku myślałam, że akcja potoczy się całkiem inaczej, ale wasze rozwiązanie chyba bardziej mi się podoba.
    Pozostaje mi życzyć więcej czasu i weny do dalszego pisania.

    OdpowiedzUsuń
  14. Wow, natknęłam się na to opowiadanie przypadkiem, i bardzo się z tgo powdu cieszę ^^ Blog naprawdę dobry, a opoiwadanie wciągające xD. Ivy jest genialna ; ) Czekam na nexta i obserwujęę xd.

    p.s
    Serdecznie zapraszam do siebie na :
    + http://behind-of-the-scene.blogspot.com/
    + http://just-trust-isiia999.blogspot.com/
    Mam nadzieję, że wyrazisz swoją opnię - nawet krytyczną xddd.


    Pozdrawiam serdecznie,
    Isiia.

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja też za wami strasznie tęskniłam! Przez ponad tydzień cały czas wchodziłam na waszego bloga by zobaczyć czy nie ma nowego rozdziału a tu nic. Dobrze, że już wróciliście :D
    A rozdział jak zawsze genialny! ♥
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  16. Snułam całkiem inne domysły, ale Wasz pomysł bardziej mi się podoba. Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się niebawem! ;)

    [ http://trust-and-believe.blogspot.com/ ]

    OdpowiedzUsuń
  17. Świetny rozdział ! Czekam na kolejny :)

    Wpadnij jeśli chcesz :)
    www.gabrielle-quinn.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. I znowu dziękuję, dziękuję, dziękuję <3 Kolejny niesamowity komentarz ... Miałam nadzieję, że mnie zjedziecie o to, że notka bez sensu czy coś, ale nie. Dostałam kolejny komentarz nad którym płakałam ze szczęścia *.*

    Jeśli mam być szczera to faktycznie czytałam u was lepsze rozdziały, ale ten wcale nie jest taki zły . Jest dobrze, podoba mi się :) Czekam na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  19. Wielbię, po stokroć wielbię <3, zapraszam do siebie
    http://do-you-know-that-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. GOD WHY ? Jejku, ale Ty mi słodzisz ;3 Ale to na prawdę miłe i już nie wiem jak Ci za to dziękować. Czytając komentarze od Ciebie nawet nie wiem co mam powiedzieć i czy w ogóle jest sens cokolwiek mówić. Dziękuje Ci za wsparcie z całego mojego serduszka... <3

    OdpowiedzUsuń
  21. Nominuję cię do TBBA <3 Wszystkie info masz na moim blogu ;D
    gabrielle-quinn.blogspot.com :))

    OdpowiedzUsuń
  22. Hej :) Zapraszam cię do przeczytania drugiego rozdziału mojego opowiadania :))
    Pozdrawiam, http://gabrielle-quinn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. zawsze umiesz mi humor poprawić :*** dziękuję ♥ nawet nie wiem co mogę ci więcej napisać, naprawdę Ci dziękuję za te miłe słowa :*

    OdpowiedzUsuń
  24. Boże <3 Zakochałam się w tym opowiadaniu ! I ten rozdział.. mmmmm... długi jak w książkach! Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  25. I love u so much ♥
    Na prawdę .. już nie wiem jak dziękować za Twoje komentarze u mnie na blogu, za wsparcie...

    OdpowiedzUsuń
  26. Jeju, jak miło jest dostawać od Ciebie komentarze, ty tak zachęcasz do dalszego pisania. Ze mną jest lepiej i jutro już lecę do szkoły, niestety bo mam lekcje do 15.25 i na dodatek 2 godziny treningu. Ja na szczęście nie mam zaległości, ominęły mnie tylko rekolekcje. A Tobie współczuję i dasz radę z zaległościami mówię Ci, mnie ostatnio 2 tygodnie nie było w szkole i potem jakoś dałam radę to i ty dasz <3 Zdrowiej mi tam! :*

    OdpowiedzUsuń
  27. Jejciu zajebisty wpis/blog ♥
    Zapraszam do mnie --> http://this-world-is-so-strange.blogspot.com/
    Obserwuje / liczę na to samo ;3

    OdpowiedzUsuń